poniedziałek, 6 kwietnia 2015

MOJA PRZYGODA Z AFRYKĄ POŁUDNIOWĄ & MADAGASKAREM część I./ MY ADVENTURE WITH SOUTH AFRICA & MADAGASCAR PART I

Gdyby mi ktoś  trzy miesiące temu powiedział, że ja kulawa blondynka będę w Afryce Południowej i na Madagaskarze nigdy w to bym nie uwierzyła. W połowie listopada zadzwonił mój znajomy Krzysztof z informacją, że zwolniło się wolne miejsce  na 16 dniowy wyjazd do Afryki Południowej i na Madagaskar. Czy może nie znam kogoś kto byłby chętny na wyjazd? Odpowiedziałam – „nikogo nie szukam jadę z wami”. Może film „ Król Madagaskaru” czy  książki  Arkadiadego Fidlera sprawiły, że zdecysowałam się na wyjazd od razu . Program wycieczki nie wydawał mi się też bardzo forsowny. Cena jak na taki wyjazd również wydawała mi się bardzo atrakcyjna. Krzysztof również jest chwilowo niepełnosprawny, porusza się o kuli skomentował tylko „ Małgośka damy radę, teraz nas będzie dwóch kulawych”.  Mało kto wie, że  przed drugą wojną światową  była nawet propozycja, aby wyspa została  polską kolonią. Wojna jednak pokrzyżowała wszystkie plany.  Możemy znaleźć polskie ślady w stolicy Madagaskaru – Antananarywie. W 1773 Maurycy Beniowski jako podpułkownik wojska francuskiego dopłynął na Madagaskar, gdzie przyjęto go bardzo ciepło. 10 października 1776 roku  został obwołany przez tubylców królem (ampansakebe) wyspy. Dzisiaj w Tanwie (zdecydowanie łatwiej wymawiać niż pełną nazwę) , stolicy Madagaskaru znajduje się ulica nazwana na jego nazwiskiem.

LUTY 2015, Warszawa -  Durban – Johanesburg – Pretoria - Antananarywie.
W połowie lutego z lotniska Okęcie rozpoczynam swoją kolejną podróż życia. Wsiadam z innymi do Dreamlinera - samolotem tego typu już podróżowałam wcześniej do Pekinu. Tym razem jest to lot czarterowy. Po prawie 11,5 godzinach lotu lądujemy w Durbanie, w Afryce Południowej. Ciągle jeszcze w ciepłych ubraniach, a tutaj przecież  panuje  lato, które naprawdę trwa przez cały rok. Co się rzuca w oczy? Oczywiście kolor skóry. Wg informatora ekonomicznego 74,4% obywateli RPA jest pochodzenia afrykańskiego, 14,3% europejskiego (w tym Afrykanerzy), 8% to ludność etnicznie mieszana (tzw. Kolorowi), zaś 2,5% jest pochodzenia azjatyckiego, głównie indyjskiego. W autokarze wita nas dwóch pilotów wycieczki, którzy są również naszymi przewodnikami: Magda i Kuba. Dowiadujemy się, że po Afryce Południowej jeździmy z dwoma pilotami. Po Madagaskarze dzielimy się na dwie grupy. Podróżuję bardzo dużo, ale tak wspaniałych pilotów z ogromną wiedzą, zaangażowaniem, podejściem do nas osób niepełnosprawnych jeszcze nie spotkałam. Transfer do hotelu trwa, krótko. Mieszkamy w hotelu z pięknym widokiem na Ocean. Hotel bezbarierowy. Ma nawet oznakowane koperty parkingowe przed wejściem.Spędzamy  tutaj tylko jedną noc. 1 godzina różnicy pomiędzy Polską i Afryką Południową powoduje, że nie musimy się przestawiać na inną strefę czasową. Podczas całej wycieczki mieszkam w pokoju z Ewą, która z zawodu jest rehabilitantką. Próbuje mnie nawet nauczyć przezwyciężyć fobię chodzenia po schodach. Następnego dnia jesteśmy już na nogach o 05:00 nad ranem, nastawiając alarm wg polskiego czasu.
Dzięki temu mamy czas na krótki spacer nad Oceanem. Schodzę podjazdem dl wózków. Podczas pobytu w RPA pilnie obserwuję udogodnienia dla osób niepełnosprawnych, które uważam  naprawdę wszędzie są bardzo dobre -  podjazdy do atrakcji turystycznych, dostosowane toalety, możliwość wypożyczenia wózków inwalidzkich w hotelach, koperty parkingowe. Nawet podczas Safari w KRUGER PARK istnieje możliwość zmówienia dostosowanego busa dla grupy.  Śniadanie ( delektuję się pysznym sokiem z guariany), następnie wymiana waluty. RAND jest oficjalną walutą Republiki Południowej Afryki. Za 1 dolara dostajemy 10 randów. Do lat 90 banknoty przedstawiały podobiznę pierwszego holenderskiego administratora Kapsztadu Jana van Riebeecka. Od tamtej pory przedstawiają wizerunki zwierząt zamieszkujących terytorium RPA. Jak to się ma do cen?  Np.  skromny obiad możemy już zjeść za  ok 60 RANDÓW, pocztówka: ok 6 RANDÓW. Dzisiaj mamy do pokonania ok 580 km, oczywiście z przerwami. Ja w autokarze mam do dyspozycji dwa siedzenia. Dzięki temu nie czuję się wcale zmęczona. Jadąc do Afryki Południowej nie spodziewajmy się, że będziemy  oglądać zabytki klasy zerowej takie jak widzimy w Europie. Zamiast  tego zobaczymy dech zapierające widoki jakich nie spotkamy nigdzie więcej na świecie. Mogę się już przekonać o tym podczas krótkiej sesji fotograficznej przy wodospadzie Howick.
Schodzę  rampą dla wózków na taras widokowy. Dostajemy również wolny czas na wypicie zimnego lokalnego piwa. Może nie jestem wielką amatorką piwa, ale to mi smakuje.
Podczas całej trasy Magda z Jakubem starają nam się przybliżyć historię tego kraju, podać najważniejsze informacje. Wyświetlają nam nawet film o życiu Mandeli, który bez wątpienia był postacią kontrowersyjną. Jedziemy dalej i za chwilę zatrzymujemy się przy pobliskiej rzeźbie upamiętniającej miejsce aresztowania Nelsona Mandeli w 1961roku.
Nelson Mandela 27 lat swojego życia spędził w więzieniu walcząc przeciw apartheidowi, rasistowskiemu  systemowi  politycznemu
gnębiącego czarnych. W maju 1994 roku Mandela zostaje prezydentem RPA. Jest on pierwszym czarnoskórym prezydentem w historii tego kraju. Kolejnym naszym przystankiem  jest Pietermaritzburg, drugie co do wielkości miasto i stolicą prowincji KwaZulu-Nata. Mój wzrok przyciąga ogromna ilość kwiatów dookoła, dlatego mówi się o nim, że jest to miasto ogród. Podchodzimy do pomnika Mahatmy Gandhi, upamiętniający  incydent z 1983.
 Ten słynny działacz polityczny z Indii jest twórcą tzw.metody biernego oporu. http://pl.wikipedia.org/wiki/Bierny_op%C3%B3r_%28nauki_polityczne%29.
Jest już ciemno kiedy dojeżdżamy na nasz nocleg w okolice Johanesburga. Jest to resort hotelowy położony na bardzo dużym terenie. Z recepcji do naszych domków dowożą nas kulawych meleksami.
Pokoje o bardzo dobrym standardzie w stylu kolonialnym. Obiadokolacja w restauracji hotelowej serwowana jest w formie bufetu. Próbuję mięsa z Bawoła i Gizeli. Nawet smakuje. Jemy przy dźwiękach muzyki afrykańskiej.
Jutro wyjazd na Madagaskar. Początkowo mieliśmy lecieć po południu, ale do końca jeszcze nie wiadomo, o której lecimy ponieważ lotnisko w Antananarywie jest zamknięte ze względu na przechodzący nad wyspą cyklon. Nasi piloci zapewniają nas, że nie będziemy się nudzić, co więcej w ramach rekompensaty pojedziemy dodatkowo do Pretorii oddalonej ok 50 km od Johannesburga.
Następnego dnia po śniadaniu, pakujemy walizki do autokaru ( wszystko jest tak zorganizowane, że nie muszę martwić się o ich dźwiganie) i jedziemy w kierunku Pretorii. administracyjnej stolica RPA, która aż roi się od wspaniałych drzew jacarand.  Podjeżdżamy do Union Buildings, jest to okazały i piękny gmach, który został  wybudowany na pamiątkę utworzenia Unii Afryki Południowej w 1913 roku.
 Położony na wyniosłym wzgórzu nad miastem, ma kolor jasnego piaskowca i otoczony jest wspaniałymi ogrodami. Obecnie  Mahlamba-Ndlopfu (gdzie mieszka słoń) jest domem prezydenta RPA. Niestety nie mogę znaleźć rampy, aby zejść do ogrodów. Zostaję przy autokarze i oglądam stragany oferujące lokalne rzemiosło. Czego tu nie ma. Korliki, bransoletki, wyroby z kości bawoła,maski. No cóż jest to mój drugi dzień więc na zakupy mam czas. Zresztą będziemy jeszcze niejednokrotnie mijać podobne miejsca. Tym razem podjeżdzamy pod naszą Polską Ambasadę, która mieści się tutaj pośród innych przedstawicielstw dyplomatycznych.
Obowiązkowe zdjęcie i jedziemy w kierunku Placu Pretorii (Pretorius Square), otaczający ratusz Pretorii. Znajduje się  tutaj barwny ogród, misternie zaprojektowane fontanny i statuetki osób, które były istotne w historii Pretorii. Jedną z nich są pomniki  Martinusa Pretorius - pierwszego prezydenta Republiki Południowej Afryki (ZAR) i założyciela Pretorii Andries Pretorius - lidera Voortrekkerów od którego pochodzi nazwa miasta.

 Z powrotem jesteśmy w autokarze kierując się do Johannesburga. Podjeżdżamy pod wielkie centrum handlowe gdzie nasi przewodnicy dają nam czas wolny na przerwę obiadową.

 No jak być w sklepach i nie pobuszować po nich? Niestety wysokie ceny od razu zniechęcają mnie do zakupów. Zamiast tego siadam z Ewą w jednej z restauracji i ja zamawiam sałatkę z obowiązkowym piwem. Po obiedzie nasi piloci informują nas, że loty na Madagaskar są wznowione. Wprawdzie wylatujemy następnego dnia o godzinie 02:30, ale będziemy mieli  udostępnione pokoje, aby przynajmniej przespać się 2-3 godziny. Naszym ostatnim punktem programu w dniu dzisiejszym jest wizyta w SOWETO, W 1954 roku  murzyńska dzielnica Sophiatown była zrównana z ziemią a jej 60 tys. mieszkańców przewieziono do położonego 15 km od Johannesburga nowego miejsca. Nazwa pochodzi od słów South Western Township.


Obecnie Soweto ma powierzchnię 120 km² i składa się z 32 dzielnic. Oficjalnie mieszka tam 2 miliony ludzi, jednak mówi się, że mieszka ponad 5 milionów mieszkańców. Ze względu na częste polityczne walki bratobójcze nie jest uważane za bezpieczne miejsce. Na szczęście przestępczość jest znacznie mniejsza w porównaniu z latami poprzednimi.  Na mnie robi jak najbardziej pozytywne wrażenie. Mijamy schludne domki z ogródkami, centra handlowe. Osobowością tutaj są zakłady fryzjerskie znajdujące się na ulicach. Nikt z naszej grupy nie reflektuje na ich usługi.

Zatrzymujemy się przy katolickim  kościele  Regina Mundi, uważanym za jeden z w największych w Afryce. Jest tam 2 tysiące miejsc siedzących, ale często zdarza się, że gromadzi się tam więcej wiernych. Znajdziemy w kościele również akcent polski.  Aby podreperować reputację naszego kraju po zabójstwie jednego z przywódców Partii Komunistycznej przez polskiego emigranta, w porozumieniu z polską ambasadą postanowiono podarować witraż przedstawiający scenę Zwiastowania.
Przekazany został on przez  prezydentową Jolantę Kwaśniewską podczas wizyty w RPA. Następnie jedziemy pod dom Mandeli, który został przekształcony w muzeum. Wszyscy wychodzą, aby przejść się po SOWETO.

 My z Krzysztofem decydujemy się zostać w autokarze. Jest godzina prawie 20:00 kiedy dojeżdżamy do hotelu. Zostawiamy bagaże, szybki prysznic i schodzimy na  dół. Restauracja oddalona jest o kilkaset metrów. Magda i Jakub zawożą nas wózkami inwalidzkimi. No cóż zawsze szybciej. Zostaje nam niewiele czasu na spanie. Na szczęście lotnisko oddalone jest 10 minut od hotelu więc docieramy szybko. Jest późno w nocy, ruch na lotnisku mały. Serwis dla niepełnosprawnych  zawozi nas na pokład samolotu. Samolot pusty. Po starcie rozkładam się na siedzeniach i zapadam w głęboki sens. Muszę przyznać, że trochę się bałam tego lotu, ale naprawdę niepotrzebnie. Pilot leciał bardzo dobrze. Nie było żadnych turbulencji. Lot trwał ok. 3 godzin. Dostaliśmy nawet śniadanie. Kto ma ochotę na jedzenie o 05:00? Po wylądowaniu niestety muszę zejść po schodach. Owszem na płycie czeka na mnie wózek, chyba model sprzed 30 lat. Tak rozklekotany, że czuję każdy ruch. Na szczęście terminal znajduje się tuż obok. Jest to bardzo małe lotnisko posiadające może 2-3 bramki.I tak zaczynam swoją przygodę z Madagaskarem,który pomimo niesamowitej biedy jest pięknie zieloną wyspą, która przyciąga jak magnes i chce się tu jeszcze powrócić.