niedziela, 21 czerwca 2015

MÓJ UDZIAŁ W PROJEKCIE SPONSOROWANYM PRZEZ KOMISJĘ EUROPEJSKĄ "EUR OPA BEZ BARIER"/ MY PARTICIPATION IN THE PROJECT SPONSORED BY EUROPEAN COMISSION " EUROPE WITHOUT BARRIERS





W dniach 05-18 czerwca 2015 uczestniczyłam w   pilotażowej wycieczce w ramach międzynarodowego  projektu  Komisji Europejskiej  " EUROPA BEZ BARIER". Z koordynatorem projektu EWB z Włoch  oraz z innymi ekspertami od turystyki dla osób niepełnosprawnych, architektami, osobami  niepełnosprawnymi prowadzącymi bloga  podróżowałam  dostosowanym
busem po miastach Toskanii, Słowenii, Chorwacji, Austrii i Niemiec. Przejechaliśmy przeszło 2000 km.  W grupie były osoby z Włoch, Wielkiej Brytanii, Łotwy,  Austrii i moja skromna osoba z Polski jako przedstawiciel Biura ACCESSIBLE POLAND TOURS.
Nie ukrywam, że czuję się z tego powodu bardzo wyróżniona i dumna. Może ktoś sobie pomyśli " zwykły wyjazd turystyczny, każdy tak może". Wyjazd miał przede wszystkim na celu sprawdzenie tras pod kątem dostosowania miejsc dla osób w szczególności poruszających się na wózkach inwalidzkich manualnych, elektrycznych, osób o kulach ( to ja). Codziennie wspólnie spotykaliśmy się po wycieczkach w celu podzielenia się naszymi spostrzeżeniami i uwagami odnośnie przystosowania miejsc.
W naszym zespole mieliśmy  również osoby z niepełnosprawnością wzroku i osoby z problemami słuchu. Pod ich kątem również były sprawdzane miejsca. Oczywiście, nie dalibyśmy rady bez asystentów, którzy z wielkim zaangażowaniem pomagali nam podczas wyjazdu. Ja dzięki temu, że korzystałam z wózka inwalidzkiego zdecydowanie mniej męcząco odbyłam tę podróż.

Zresztą w takim doborowym towarzystwie mogłabym jechać na koniec świata.
Nie powiem, że zawsze było łatwo, ale daliśmy radę.I to się liczy. Osoby zdrowe jadąc w podróż również wracają zmęczone. Co osiągnęliśmy? Przekonanie  że, osoby niepełnosprawne mogą podróżować i zwiedzać świat na równi z osobami zdrowymi. Potrzebują tylko dokładniejszego logistycznego przygotowania wyjazdu. Ciągle jest brak świadomości wśród sektora turystycznego, że klient niepełnosprawny to też klient, o którego trzeba dbać.
Niejednokrotnie zetknęliśmy się z brakiem  informacji o dostosowaniu np. w muzeum Santa Maria Della Scala w Sienie, kiedy to sama pracownik nie był zorientowany, czy można  windą dostać się na niższe lub wyższe kondygnacje.

 Nawet  pracownicy Informacji Turystycznej w Auronzo di Cadora nie potrafili udzielić informacji, co mogą zaoferować turyście niepełnosprawnemu, przyznając rację, że trzeba przygotować takie dane.

Martyn Sibley poruszający się na wózku elektrycznym nie mógł wjechać do kolejki w Jaskini Postojna  na Słowenii tylko dlatego, że ktoś nie pomyślał, aby zainstalować przenośną mini rampę. Osoba, z którą rozmawiałam myślała podobnie. Jednocześnie dodała,że to musi  „ GÓRA” zaakceptować.

Inny przykład: pokój świetnie dostosowany tylko nikt nie pomyślał, że osoba na wózku inwalidzkim w żaden sposób nie dosięgnie ręcznika znajdującego się na wysokości prawie dwóch metrów.

Właściwie, to mało brakowało, a musiałabym odwołać podróż. Dlaczego? 4 dni przed wyjazdem złapałam okropną infekcję plus zapalenie oskrzeli. Rozsądek mówił "zostań w domu i wylecz się". Ja posłuchałam drugiej strony "jedź, wyzdrowiejesz na miejscu”. Niestety, pogorszyło się. Nie pomogły herbatki imbirowe, czosnek. Musiałam wezwać lekarza, wydać 60 EUR na kolejne leki. Nie mogłam nawet spróbować wybornego wina z którego słyną Włochy.
No tak, przecież miałam pisać o ostatnim moim dniu, który obfitował w różnego rodzaju niespodzianki. Europa bez barier zakończyła się jako" Europa z barierami".
Ja, zawodowa turystka, nie wiedziałam jak się wydostać z Victorsberg w Austrii. Miałam 4 możliwości: wylot z Monachium lub Zurychu, pociąg do Warszawy z przesiadką w Wiedniu lub Bla bla Car ( niestety nikt mnie nie chciał zabrać jako, że nie było po drodze). Ok, decyduję na samolot ze stolicy Bawarii.  Znowu pojawia się problem.Wszystkie tańsze loty są  wcześnie rano. Mój samolot do Warszawy wylatuje o 07:00.  „Jak dojechać?”  zastanawiam się. Jedynym środkiem transportu na lotnisko jest pociąg z przesiadkami. Ja, kulawa z dużym bagażem i jeszcze dużą fobią, staram się unikać pociągu jak tylko mogę.  Udaje mi się znaleźć bezpośredni  przejazd autokarowy z Bergenz o godz.19:15 ( dzień wcześniej). W Monachium jeszcze tylko przesiadka na lotnisko o godzinie 22:00, które oddalone jest 40 km od centrum Monachium. Decyduję się, że noc spędzę na lotnisku." Tylko 6 godzin mam koczować na lotnisk,  jakoś powinnam dać radę" – mówię sama do siebie. Nie dlatego, że żal mi pieniędzy na hotel. Myślę bardziej praktycznie. Aby być na 5 rano na lotnisku powinnam wstać o 03:00 nad ranem. Bez sensu.
No, ale jak w życiu bywa czasami nie udaje się zrealizować naszych planów.
Ostatniego dnia mamy zaplanowane zwiedzanie Neuschwanstein Castle, w Niemczech. Jedziemy z hotelu około 2h. Ja już ze swoją dużą walizką, bo przecież w drodze powrotnej mam wysiąść na dworcu autobusowym w Bergenz.
Przyjeżdżamy do  słynnego Neuschwanstein Castle. Jest to drugie po Wieży Eiffle miejsce najczęściej odwiedzane przez turystów w Europie wg przewodników. Zamek wybudowany został w 1869 r. na polecenie bawarskiego króla Ludwika II na stromych skalnych ścianach nad przełomem rzeki Pöllat. Ludzie mnóstwo. Marco, nasz koordynator projektu udaje się do kasy, aby kupić bilety. I to spotyka nas niemiła niespodzianka. Mianowicie obiekt nie przyjmuje wózków elektrycznych, czyli Martin nie może skorzystać z atrakcji. Wraz z Kasią żegna się z nami i wraca do domu. Pierwsze dostępna godzina na zwiedzanie Zamku z przewodnikiem to 16:30. W trakcie zwiedzania Zamku może przebywać tylko jedna osoba na wózku w. Dla mnie zła wiadomość, nie zdążę na autobus do Monachium z Bergenz. Część grupy chce jednak zwiedzić Zamek.Zmuszona  jestem wracać pociągiem z pobliskiego miasteczka Fussel. Nasz koordynator powinienem  sprawdzić czy Zamek jest dostosowany. Przede wszystkim zarezerwować wstęp wcześniej. Malfred odwozi mnie na dworzec, pomaga wejść do pociągu. Uff, równe perony. Na dworcu spotykam Dajgę z Łotwy, uczestniczkę projektu, która również wcześniej zdecydowała się wracać. Po 2 godzinach przyjeżdżamy do Monachium i tu się zaczynają problemy. Peron nie jest na tym samym poziomie co wyjście z pociągu. Jest również spora „ dziura” między peronem i wejściem do pociągu. Na szczęście ,jest to ostatni przystanek. Nie zamawiałam serwisu dla niepełnosprawnych ( przecież nie planowałam jazdy pociągiem). Konduktor i jeszcze jedna osoba wynoszą mnie na rękach. Pytam o punkt dla osób niepełnosprawnych na dworcu. Za chwilę podjeżdża samochodzik typu melex i zawozi mnie do miejsca zwanego KATHOLISHE U.EVANGELISCHE BANHOFSMISSION.
Szybko się orientuję, że jest to miejsce prowadzone przez instytucje socjalną, których misją jest niesienie pomocy osobom potrzebującym pomocy podczas podróży. Pierwsza zorganizowana misja dworcowa zaczęła ła funkcjonować´ w 1894 roku w Berlinie. Kiedy wracam tutaj ponownie w godzinach wieczornych jest tutaj pełno ludzi. Mianowicie od 19:30 do 21:00 wydawany jest chleb z margaryną lub smalcem oraz herbata. Widzę osoby innej karnacji skóry, osoby które prawdopodobnie przychodzą tutaj tylko, aby pożywić się. Po godzinie 21:00 wszyscy muszą opuścić to miejsce, które zamienia się w noclegownie dla samotnych kobiet.
Obsługa w Misji oczywiście zapewnia mnie, że pomogą mi z walizką i wejściem do pociągu. Postanawiam zostawić walizkę w przechowalni za jedyne 6 EUR do wieczora. Oczywiście znowu korzystam z pomocy meleksa Za wcześnie jest jechać na lotnisko. Jest prawie 17:00 kiedy wychodzę do miasta. Pada deszcz, a ja bez parasolki. Po drugiej stronie widzę czerwony autobus turystyczny. Płacę za bilet 17 EUR wsiadam i w ciągu godziny objeżdżam miasto.
Jest audio system w języku angielskim, ale głośno mówiący lektor na cały autobus powoduje, że  ledwo słyszę opis miejsc w języku angielskim przez słuchawki. Jest godzina 18:00 kiedy wysiadam z autobusu.  Czas coś zjeść - udaję się do restauracji rybnej NORDSEE – polecam. Za ok 10 EUR można zjesc kawałek świeżej ryby z ziemniakami i surówką oraz napojem. Są też różnego rodzaju kanapki, oczywiście rybne. Wszystko jest świeże bo szykowane jest na oczach klienta. Tego typu restauracje można znaleść również w innych miastach europejskich, a nawet w Warszawie. Najedzona udaję się do pierwszego domu towarowego. Nie planuję zakupów, po prostu idę dla zabicia czasu.
Po 20:00 wracam na dworzec. Jest już nowa obsługa, ale wiedzą już o mnie. Muszę poczekać przeszło dwie godziny, aby ktoś mógł mnie wsadzić do pociągu. Proszę, aby zorganizowali mi również pomoc na lotnisku. O 22:45 siedzę w pociągu jadącym na lotnisko.Znowu pojawiają się dobrzy ludzie dookoła.Jakiś Anglik proponuje,że wstawi mi walizkę na półkę. Pomimo późnej godziny w pociągu jest pełno ludzi. Ta sama osoba pomaga mi wyjść z pociągu. Rozglądam się dookoła. Niestety nikt na mnie czeka. Na szczęście walizka ma cztery koła. Biorę kulę w drugą rękę i kieruję się do windy. Tam już stoi  meleks. Zostaję zawieziona do pustego check in, z którego się odprawię za kilka godzin. Lotnisko wznowi pracę dopiero o 04:00 nad ranem.

Teraz jest pora na sprzątanie. Co chwilę przejeżda maszyna czyszcząca podłogi. Pracownicy polerują blaty. Siedząc na wygodnych fotelach zapadam w sen. Spać można wszędzie jak widać. Jest 03:30 kiedy się budzę. Jeszcze tylko półtorej godziny do odprawy. W międzyczasie otwierają kawiarnię. Idę na kawę. Na naszym lotnisku w Warszawie zapłaciłabym przeszło 4 € - tutaj płacę 2,2€.

Ok 06:00 serwis dla osób niepełnoprawnych zawozi mnie do bramki. Nie ma rękawa do samolotu. Specjalnym podnośnikiem zostaję zawieziona na pokład samolotu. Po jednej godzinie i 30 minutach  ląduję w Warszawie. I tak kończę swój udział w pilotażowej trasie   "EUROPA BEZ BARIER”