wtorek, 31 grudnia 2013

Żeganaj Stary Roku 2013

Jeszcze tylko sześć godzin dzieli nas od Nowego Roku 2014.
Każdy zadaje sobie pytanie jaki będzie. Cóż tego nikt nie wie. Ten rok nie był łatwy. Na pewno zleciał bardzo szybko. Na pewno będziemy rok starsi.
Za oknami słychać odgłos petard. Nasze zwierzęta mają trudny okres. Nie zawsze apele pomagają.
Dzisiaj rano poszłam i kupiłam coś czerwonego do ubrania. Według chińskiej wróżby dobrze rozpoczynać Nowy Rok w czymś nowym i czerwonym.


niedziela, 29 grudnia 2013

Święta, święta i po świętach

 Już po świętach. Może gdyby było trochę śniegu atmosfera byłaby bardziej świąteczna. A tak zamiast śniegu kwitną stokrotki. Dzisiaj w portalu ONET czytałam, że prawie setka bocianów z okolic Przemyśla nie odleciała do ciepłych krajów. Wczoraj również koleżanka powiedziała mi, że temperatura na jej oszklonym balkonie sięgnęła prawie 25 stopni oczywiście w słońcu. Jak tak dalej pójdzie to prawdziwą zimę będziemy oglądać tylko na ekranach telewizorów. A może zamiast organizowania wycieczek do ciepłych krajów będziemy poszukiwać wyjazdów do krajów gdzie jest śnieg.
  Jeszcze tylko dwa dni dzieli nas do końca roku 2013. Jaki był to rok dla mnie. Ciekawy jeśli chodzi o wyjazdy zarówno zawodowe jaki i prywatne które zaczęły się już na początku lutego. Wyruszyłam na prawie 4 tygodniowy podbój Australii i Nowej Zelandii. Dokładnie to w Nowej Zelandii byłam 10 dni. Podróżowałam zupełnie sama. Nie jest to niczym nie zwykłym jeśli chodzi o osoby zdrowe. Ja jestem osobą niepełnosprawną  poruszającą się o kuli. Dla mnie to była podróż mojego życia. Nawet teraz kiedy oglądam zdjęcia,  nie chce  mi się wierzyć, że moja stopa stanęła w tym kraju. Więcej informacji można znaleźć  w zakładce Nowa Zelandia.
Wróciłam na początku Marca licząc, że śnieg mnie już nie dopadnie. Jak było wszyscy wiemy.

wtorek, 24 grudnia 2013

WIGILIA

Dzisiaj Wigilia. Najbardziej rodzinny dzień świąt Bożego Narodzenia. Rano byłam u fryzjera. Bardzo cenię sobie to, że  zakład znajduje się tuż za ścianą.
Jest takie  powiedzenie, że w tym dniu osobnik płci męskiej powinien przekroczyć próg mieszkania jako pierwszy. Dlatego zaangażowałam swojego sąsiada, aby zastukał do moich drzwi.  
Pani sprzątająca klatkę powiedziała, że na wsi jest taki zwyczaj, że matka lub teściowa nie wstaje i pomaga przy stole wigilijnym i musi cały czas siedzieć inaczej kury nie będę się niosły w przyszłym roku.
Moja mama na przykład zawsze przy talerzu kładzie łuski karpia. Trzeba je nosić w portfelu przez cały rok. Ma to zapewnić przypływ gotówki. Chyba w tym roku łuski musiały mi  wszystkie po wypadać. Będę bardziej uważała w następnym roku.
Choinkę mam ubraną. Część życzeń składałam telefonicznie, pozostałe mailowo. Nie uznaję życzeń składanych SMS i tych wszystkich głupich wierszyków. Uważam, że jeżeli ktoś naprawdę od serca składa życzenia powinien to zrobić osobiście lub telefonicznie.
Za oknem bardziej wygląda na Wielkanoc niż na Święta Bożego Narodzenia. Może u nas też śnieg stanie się czymś niezwykłym?.
Chciałabym Życzyć Wszystkim Zdrowych Radosnych Świąt w gronie rodzinnym.  


sobota, 21 grudnia 2013

Szał prezentów

Na głupotę nie ma rady. Dzisiaj przebywałam w jednych z galerii od godziny 16:15 do 22:30. Planowałam, że zejdzie mi trochę dłużej niż zwykle, ale nie tyle. Na moje usprawiedliwienie jest tyle, że przez ponad 6 tygodni nigdzie nie byłam w sklepach w związku z pobytem na rehabilitacji. Sklepy pełne towarów - można już wybrać świąteczny drobiazg całkiem sensowny od 15 PLN - małe świeczki czy ozdoby choinkowe. W księgarni próbowałam znaleźć książkę z okresu drugiej wojny światowej i tu miałam problem, ale po godzinie udało mi się kupić coś wartościowego dla mojego siostrzeńca. W sieci sklepów KREDENS kupiłam 10 letnią wódkę - nowość. Zapakowana w drewnianą skrzyneczkę wygląda bardzo elegancko. Wiem, że nie powinnam propagować alkoholizmu, ale wydaje mi się, że osobiście wolałabym dostać właśnie butelkę niż kolejną parę skarpetek.

czwartek, 19 grudnia 2013

Choinka

Dzisiaj mogę powiedzieć, że czuję zbliżające się święta. Mieszkanie posprzątane, dekoracja świąteczna pozakładana. Najważniejsze, że mam już choinkę. Początkowo miałam zrezygnować z zakupu i tylko zadowolić się sztuczną lub gałązkami. Jednak sentyment do magicznego drzewka była silniejsza. 

 Skąd u nas zwyczaj ubierania choinki? prawdziwą popularność choinka zyskała dzięki świętemu Bonifacemu, mnichowi, który w VIII wieku nawracał pogan żyjących na terenie dzisiejszych środkowych i wschodnich Niemiec.Jak głosi legenda św. Bonifacy nawracając pogańskie ludy ściął potężny dąb, który dla Germanów był drzewem świętym. Upadający dąb zniszczył wszystkie rosnące wokół niego drzewa za wyjątkiem małej jodełki. – Widzicie, ta mała jodełka jest potężniejsza od waszego dębu. I jest zawsze zielona, tak jak wieczny jest Bóg dający nam wieczne życie.Niech ona przypomina wam Chrystusa –  tak  miał powiedzieć w trakcie kazania misjonarz. Zwyczaj ubierania choinki (zwykle dopiero w dzień Wigilii) szybko rozpowszechnił się w całej Europie. Jednak w Polsce pojawiła się dość późno, bo dopiero w XIX wieku. Tradycję bożonarodzeniowego drzewka „zawdzięczamy” kolonistom niemieckim, którzy pojawili się u nas w podczas zaborów. 

Nie od razu choinki były ozdabiane bombkami i  lampkami elektrycznymi. 
Początkowo choinkę przystrajano ozdobami naturalnymi: jabłuszkami, pierniczkami, orzechami, zabawkami ze słomy i papieru Miały one zapewnić rodzinie pomyślność w nadchodzącym roku. Każda z ozdób pojawiająca się na choince znaczyło coś innego.  Jabłuszka nawiązywały do rajskiego owocu. Dzwoneczki miały symbolizować dobre nowiny, a postaci aniołków – bożą opiekę. Łańcuchy miały przypominać o zniewoleniu ludzi grzechem, ale wierzono także, że cementują więzi rodzinne.  Gwiazda betlejemska,  zaczęła pojawiać się na szczycie drzewka dopiero pod koniec XIX wieku. Jej zadaniem była pomoc zbłądzonym wędrowcom, by szczęśliwie wrócili do domu. Oprócz tego na drzewku wieszano pierniczki, piórka, wydmuszki, słoma i wiele innych rzeczy.
Szkoda, że teraz w dobie pędu idziemy na tzw. " łatwiznę" i kupujemy gotowe dekoracje.

niedziela, 15 grudnia 2013

WIGILIA PIĘCIU KULTUR, 12.12.2013

Tak się rozkoszuję tym, że jestem już  w domu, że zapomniałam zrelacjonować spotkanie wigilijne dla wolontariuszy biorących udział w  projekcie „Oblicze Orientu”
Jako, że pisałam relację z Wieczoru o Indiach i Iranie byłam również zaproszona. Musiałam się bardzo dobrze zorganizować ponieważ w Fundacji miałam być o 16:30. Wróciłam z Konstancina o godzinie 13:00. O godzinie 14:00 siedziałam na fotelu u fryzjera. Przecież musiałam się trochę upiększyć. Najtrudniej było mi rozstać się z dresami, w których przechodziłam pięć tygodniu ( oczywiście nie w tych samych). O godzinie 16:00 byłam już w drodze na Wigilię. 
Spotkanie, podobnie jak pozostałe, odbyło się w  Centrum Integracji Mieszkańców przy Wydziale Spraw Społecznych i Zdrowia Dzielnicy Mokotów na ulicy Woronicza 44a.
Żałuję, że nie mogłam uczestniczyć w przygotowaniach wigilijnych od samego początku, dlatego przybyłam chwilę wcześniej, aby pomóc chociaż przy końcowych pracach. Przyniosłam  wykonany przez siebie łańcuch na choinkę, który zrobiłam wcześniej  z papieru. Już przy samych drzwiach poczułam  smakowite zapachy potraw. Byłam tak głodna, że bez trudu trafiłam do sali. Pięknie udekorowana choinka, przyciągała mój wzrok. Wracając do potraw to muszę dodać, że nic nie było ze sklepu – wszystkie dania zostały wykonane własnoręcznie przez wolontariuszki. Na miejscu krzątały się  panie. Każda z nas miała inne zadanie do wykonania. Ja  na przykład przekładałam pomarańcze do udekorowanej skrzyni  oraz rozkładałam serwetki na stoliki. Inna wolontariuszka ustawiała potrawy na stołach. Według tradycji polskiej powinno być zrobionych 12 potraw
.Na naszym stole naliczyłam ich więcej. Czego tutaj nie było. Oczywiście obowiązkowo pierogi z kapustą i grzybami, paszteciki, do popicia barszcz czerwony.  Przepyszna kapusta z grzybami chyba była hitem wieczoru. Z pewnością wygrałaby w konkursie kulinarnym. Nie zabrakło również kilku sałatek śledziowych. Mnie najbardziej smakowała sałatka śledziowa pod pierzynką. Miałam przyjemność spróbować ryby po grecku i ryby wędzonej. Można było skosztować  przysmaków kuchni wschodniej: kutii oraz klusek z makiem. Nie na każdym stole wigilijnym podaje się te potrawy, a szkoda bo są naprawdę łatwe w wykonaniu i smaczne. Bardzo zachęcająco wyglądały słodkości: pierniki i makowce. Jak na prawdziwą wigilię przystało do popicia był serwowany kompot z owoców suszonych. Zaczęłam od kuchni, ale przecież zanim goście spróbowali tych wszystkich wspaniałości odbyła się część artystyczna w drugiej sali, również pięknie przystrojonej. Tak jak poprzednio tym razem z koleżanką Krysią  witałyśmy  gości i jednocześnie prowadziłyśmy listę obecności. Chwilę po 18:00 Pani Anna Jancewicz, Prezes Fundacji Centrum Promocji Kobiet bardzo ciepło przywitała  wszystkich gości. Poprosiła ich, aby opowiedzieli o swoich  tradycjach i zwyczajach, które w jakiś sposób nawiązywałyby do  Świąt Bożego Narodzenia. Oczywiście wszyscy wiemy, że kraje te nie są  krajami chrześcijańskimi, a więc tradycje różnią się. Ze strony ambasady Indii była obecna Julia Walecka, asystentka pani Ambasador, Instytut Dialogu Dunaj reprezentował Pan  Yasin Özbek, prezes. Z Centrum Kultury Azerbejdżańskiej przybyła Shahla Kazimova, prezes. Przedstawicielem Mongolii była Pani dr Saina Byambasuren - dr medycyny wschodniej. Pani Hanna Kusiak, wolontariuszka naszej fundacji oczywiście pochodziła z Polski


 v-ce burmistrz Mokotowa - Piotr Boresowicz reprezentował władze dzielnicy Mokotów. W swoim krótkim wystąpieniu podkreślił, że jest bardzo dumny, że właśnie w tej dzielnicy odbyły się   spotkania z innymi kulturami. Na zakończenie wszystkim życzył zdrowych, radosnych świąt.
Jako na gospodarzy przystało rozpoczęliśmy prezentację. Pani Hanna Kusiak opowiadała o polskich tradycjach, symbolach i przygotowaniach związanych ze świętami Bożego Narodzenia. Podkreśliła, że są to przede wszystkim święta pojednania spędzane w gronie rodzinnym.  Pomimo, że nasi goście doskonale mówili po polsku prezentacja na slajdach również była przygotowana w języku angielskim. W bardzo  ciekawy sposób  pani Hania wyjaśniała  symbolikę podawanych na stół wigilijny potraw. Dowiedzieliśmy się między innymi, że kapusta i miód  chronią nas przed złem, jedzenie maku  ma zapewnić  potomstwo.                Następnie Pani Julia Walecka opowiadała o Indyjskim Bożym Narodzeniu zwanym świętem światła. W języku hinduskim zwane jest Świętem Diwali.
 W tłumaczeniu na język polski oznacza to rząd świateł, które symbolizują zwycięstwo dobra nad złem. W czasie trwania tego święta domy dekorowane są dziesiątkami milionów lampek oliwnych, świec i żarówek. Umieszcza się je nie tylko  w domach, ale również na werandach, w ogrodach. Mogliśmy sami się o tym przekonać oglądać piękne slajdy. Podczas Diwali podobnie jak w czasie naszych świąt składa się wizyty rodzinne i obdarowuje bliskich i przyjaciół prezentami takimi jak słodycze czy owoce. Jest to również czas zakupów. Sklepy są wówczas otwarte. W dobrym tonie jest kupno nowego Sarii. Kupcy czczą posążek bogini Lakszmi otaczając go wieńcem żarówek i kładą przed nim nowe księgi handlowe, by zapewnić sobie przychylność w interesach. Na zakończenie prezentacji pani Julia powiedziała, że święto bez fajerwerków nie istnieje. Diwali to także początek hinduskiego nowego roku. Chociaż jest to święto hinduistyczne, obchodzi je prawie cały kraj, również muzułmanie i katolicy.
Mongolia od dawna mnie fascynowała dlatego z wielkim zainteresowaniem wysłuchałam krótkiego referatu na temat tradycyjnego święta Nowego Roku zwanego  Święto Cagaan Sar  co znaczy  Biały Miesiąc.
 Przypada ono z reguły na koniec stycznia lub początek lutego i obchodzony jest  od ponad 2000 lat. W czasach komunizmu święto nazywane było również Świętem Pasterza. Każdy rok nosi nazwę dwunastu zwierząt  - mysz, byk, tygrys, zając, smok, żmija, koń, owca, małpa, kogut, pies i świnia. I tak rok 2014 będzie rokiem Białego Konia. Święta te mają  również charakter rodzinny. Tradycyjnymi potrawami, które są  spożywane to baran  oraz specjalne ciastka ułożone w kilku warstwach obsypane pokrojonym w kawałki nabiałem tzw. „Cagaan Idee”(białe jedzenie), buzy (pierogi z mięsem gotowane w parze) lub bansz ( małe pierożki podobne do naszych uszek). Do popicia podaje się Kumys. Na pożegnanie każdy z gości dostaje jakiś upominek. Od 1989 roku Cagaan Sar jest świętem państwowym i obchodzi się go przez 3 dni. Obchodom towarzyszą liczne imprezy sportowe - zapasy i wyścigi konne.















Trochę później bo 21 Marca celebrowane są obchody Nowruz  w Azerbejdżanie Święto, podczas którego świętuje się pierwszy dzień wiosny oraz historyczny perski nowy rok.
Korzeniami święto sięga czasów zoroastryzmu, kiedy składano hołd siłom przyrody: słońcu i ogniu. Jest również świętem rodzinnym opartym na tradycjach podobnie jak w Polsce. Praktykowane są między innymi skoki przez ogniska i wodę, tańce, malowanie jajek, liczne zabawy i przesądy, dawanie prezentów.
W ostatniej  prezentacji  tureckiej  mogliśmy poznać sens święta muzułmańskiego jakim jest Ramadan.  Obchodzony jest w dziewiątym miesiącu kalendarza muzułmańskiego. Trwa przez 30 dni, w których obowiązuje ścisły post od świtu do zmierzchu ( dotyczy to osób  dorosłych i zdrowych). Jest świętem tolerancji, przebaczania, intensywnej modlitwy. Jednym z najważniejszych zasad postu jest obowiązek dzielenia się majątku z biednymi. Jałmużna może być symboliczna, np. wystarczy przekazać drobną kwotę na cel społeczny, pomóc osobom starszym, samotnym matkom lub uchodźcom. Podobnie jak w Indiach sklepy są otwarte.
Prezentacje wszystkich krajów były bardzo ciekawe i kształcące. Mogliśmy się przekonać, że we wszystkich tych narodach tradycje są pielęgnowane  nie tylko związane z religią.
Teraz mogliśmy się udać na zasłużony poczęstunek wigilijny do następnej sali. Jeszcze tylko wspólne zawieszenie kolorowego łańcucha na choince.

Nie byłoby prawdziwej Wigilii gdybyśmy nie podzieliśmy się  opłatkiem składając sobie świąteczne życzenia przy akompaniamencie  polskich kolęd granych z płyt.


sobota, 14 grudnia 2013

Jak zarobić 100 PLN w pięć minut?

Właściwie to powinnam zatytułować nowy post " jak stracić szybko 100 PLN". Nic prostszego jak zamówić pana od naprawy pralek. Właśnie przydarzyło mi się to wczoraj. Jeszcze będąc w Konstancinie zamówiłam serwis do pralki ( dzięki moim sąsiadom nie doszło do zalania mieszkania.  podczas mojej nieobecności). Zamawiając usługę  opisałam w czym problem tak, aby Pan od serwisu nie przychodził na darmo. Niestety pracownik nie był przygotowany - stwierdził uszkodzenie węża i konieczność wymiany na nowy ( przez telefon wskazałam na taką usterkę). Pracownik serwisu poinformował mnie, że w poniedziałek ktoś zadzwoni z informacją ile taki wąż odpływowy kosztuje.  Powiedział, że dostawa może potrwać nawet kilka dni. Ponadto  będę musiała zapłacić za dojazd. Po 5 tygodniach nieobecności  nazbierało się trochę prania. Pan był na tyle miły, że poradził mi iść do zwykłego sklepu budowlanego i kupić wąż za 5 PLN. No cóż gdybym wiedziała to wcześniej nie straciłabym 100 PLN. Znam się na turystyce, na gotowaniu, ale na wężach do pralek trochę gorzej. Przypomniałam sobie, że koleżanka ma pana " złotą rączkę". Poprosiłam ją o telefon i zadzwoniłam. Pan powiedział, że musi przyjść, aby sprawdzić średnicę wkrętu lub coś w tym rodzaju. Zjawił się po 40 minutach. Oczywiście  dałam  trochę więcej niż 5 PLN. Po 30 minutach  wrócił z wężem odpływowym, który kosztował aż 12,50 PLN. Zamocowanie zajęło drugie 30 minut. Zapłaciłam za robociznę 50 PLN. Dodatkowo Pan mi sprawdził kaloryfery, które były lekko zapowietrzone. Wydałam 162 PLN. 100 zł za dużo. Pocieszeniem jest, że mogłam stracić o wiele więcej korzystając dalej z usług tej firmy. Korzystajmy z usług " złotej rączki" zanim udamy się do autoryzowanych serwisów.

piątek, 13 grudnia 2013

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej...

Wczoraj po 5 tygodniach pobytu w Konstancinie wróciłam do domu. szybko zleciało. Wiem, że brzmi to dziwnie, ale naprawdę było mi bardzo dobrze. Może dlatego, że miałam pokój jednoosobowy, oczywiście z dopłatą, ale warto było. Kiedy słyszę historie, o tym jak kobiety nie mogę się zgodzić między sobą to uważam, że lepiej dopłacić i mieć komfort. Proszę sobie nie myśleć, że jest łatwo zdobyć pokój jednoosobowy. Musiałam uzyskać zgodę z kilkoma podpisami.
Brakować mi będzie smacznych zup. Obiady były naprawdę bardzo smaczne i były jak domowe. No, ale przecież nie były to wczasy. Pojechałam, aby wzmocnić się. Wszystkie zabiegi na miejscu pozwoliły mi uzyskać lepszą formę niż  gdybym miała dojeżdżać na zabiegi codziennie, zwłaszcza w okresie zimowym. Niestety następny wyjazd z NFZ będzie możliwy dopiero za 2,5 roku jak dobrze pójdzie. Nie dlatego, że nie ma miejsc - takie są procedury nowej reformy.
Wczoraj koleżanka prosiła mnie, abym ją zapisała do przychodni na wizytę u neurologa na przyszły rok. Będąc  jeszcze w Konstancinie myślałam, że nie będzie to trudne. Myliłam się. Po pierwsze zapisywali dopiero od 12 grudnia czyli w dniu mojego wyjazdu. O godzinie 8:15 udałam się do rejestracji. Spodziewałam się kolejki, ale nie takiej. To co zobaczyłam naprawdę bardzo mnie zdziwiło. Kolejka nie miała końca. Był tłum ludzi. Udało mi się ustalić koniec kolejki.
 W międzyczasie poszłam załatwiać swój wypis. Wróciłam o godzinie 9:30, kolejka minimalnie się posunęła. Sprawdzałam jeszcze kilkakrotnie. O 11:15 musiałam zrezygnować ponieważ wyjeżdżałam z Konstancina. Jeszcze raz podkreślam, że nie jest to winna pań z rejestracji, ale systemu, który NFZ nam zgotował. Tak ma wyglądać swobodny dostęp do lekarza!
W domu byłam 13:00. Zdążyłam zostawić walizkę i za chwilę już  siedziałam na fotelu u fryzjera. Mam wygodnie bo jest to za ścianą. Na rehabilitacji trochę się zaniedbałam. Ponieważ o 16:30 miałam być fundacji na wspólnej wigilii  postanowiłam wyglądać pięknie. No i chyba się udało bo wszyscy mówili, żę wyglądam bardzo dobrze.

sobota, 7 grudnia 2013

Śnieg

Za oknem zima wygląda tak pięknie. Cieszę się, że nie muszę do czwartku nigdzie wychodzić. Dzisiaj w ośrodku klub pływacki, a właściwie rodzice dzieci organizował kiermasz ciast i innych potraw. Oczywiście nie oparłam się pierogom z rodzynkami i śmietaną za jedyne 4 zł za porcję. Również pyszny był sernik. Wygląda na to, że moja dieta tym razem nie sprawdziła się.
Przy okazji zapraszam na kolejną relację z pobytu w Nowej Zelandii w lutym 2013 roku. Tym razem opisuję dzień piąty. Wystarczy tylko kliknąć na zakładkę Nowa Zelandia.

piątek, 6 grudnia 2013

Skąd pochodzi Święty Mikołaj?

Wracam do pisania po tygodniowej przerwie.Nadal przebywam w Konstancinie, przedłużono mi pobyt. Nie ukrywam, że nie stawiałam żadnego oporu.
Tym bardziej, że jak słychać w Mediach zima i huragan Ksawery zaatakowały Polskę.  Nie jest to łatwy okres dla osób niepełnosprawnych. Śliskie i nieodgarnięte chodniki, zasypane miejsca parkingowe często pozajmowane przez osoby zdrowe, to wszystko utrudnia bezpieczne poruszanie się. Najchętniej przeniosłabym się gdzieś do ciepłych krajów na czas zimy. Pierwsze opady śniegu jak zwykle sparaliżowały Warszawę.
Koniec narzekania. Dzisiaj Mikołajki dzień  wyczekiwany przez młodych i starszych. Do mnie Mikołaj niestety nie dotarł. Pamiętam kiedy byłam mała rodzice wkładali prezenty pod poduszkę. Kiedy się budziłam zawsze znajdowałam słodycze oraz prezenty. To było bardzo miłe.                                                                                                                                             Skąd pochodzi Święty Mikołaj? Co mówi Wikipedia? " Mikołaj z Miry, znany również jako Mikołaj z Bari lub Święty Mikołaj Cudotwórca,  (ur. ok. 270 w Patarze w Azji Mniejszej, zm. ok. 345 lub 352) – biskup Miry w dzisiejszej Turcji.Święty Kościoła katolickiego i prawosławnego, gdzie tytułowany jest mianem św. Mikołaja Cudotwórcy.
Zasłynął jako cudotwórca, ratując żeglarzy i miasto od głodu. Odwagą i sprawiedliwością wykazał się ratując od śmierci niesłusznie skazanych urzędników cesarskich.Święty Mikołaj, biskup Miry, ze względu na przypisywane mu legendą uczynki (m.in. cały majątek rozdał biednym), został pierwowzorem postaci rozdającej prezenty dzieciom. Przedstawiany jako starzec z okazałą brodą, często w infule i pastorałem, z workiem prezentów i pękiem rózg w ręce. 6 grudnia (w rocznicę śmierci świętego) grzecznym dzieciom przynosi prezenty (zwykle słodycze).


piątek, 29 listopada 2013

PIĄTEK

I kolejny tydzień kończy się. Od wczoraj dużo się u mnie działo. W czwartek wieczorem miałam prezentację dla słuchaczy studium informatycznego, które również znajduje się w centrum rehabilitacji. Było możliwe to dzięki Pani Ewie i dyrekcji szkoły, która się zgodziła na moje wystąpienie. Temat prezentacji brzmiał " Zwiedzam Świat Bez Barier" Chciałam powiedzieć tym młodym ludziom i nie tylko ( było kilka osób starszych z oddziału szpitalnego), że niepełnosprawność nie ogranicza w niczym i nadal mogą podróżować i zwiedzać świat.Wystarczy tylko chcieć i zaplanować wszystko dokładnie. Moje opowieści próbowałam uatrakcyjnić zdjęciami z moich wyjazdów prywatnych lub organizowanych dla grup.
Dzisiaj z kolei rano brałam udział w konferencji przez SKYPE. Mówiłam o turystyce dla niepełnosprawnych w języku angielskim. Miałam zaproszenie, ale ponieważ nie ma przepustek stwierdziła, że nie będę ryzykowała samowolnym wyjściem.
Oczywiście nie zapomniałam dlaczego jestem w Konstancinie. Zdążyłam iść na zabiegi. Po południu miałam gościa - koleżankę, której nie widziałam sześć lat. Trochę miała problemów z dotarciem do mnie ponieważ pomyliła szpitale. Zamiast przyjechać do mnie na Gąsiorowskiego pojechała do szpitala do STOCERU, który również znajduje się w Konstancinie. Na szczęście zorientowała się, że chyba to nie jest to miejsce. Po około 20 minutach była już u mnie.
To nie koniec atrakcji. Wieczorem uczyłam angielskiego.
Jak widać również w szpitalu można prowadzić intensywne życie.

środa, 27 listopada 2013

Już jestem trzy tygodnie

Az mi się nie chce wierzyć,że dzisiaj mija trzeci tydzień mojego pobytu w Konstancinie. Jeszcze tylko 7 dni i wracam do domu. Zdecydowanie czuję bardziej zrelaksowana no i oczywiście sprawniejsza. Udało mi się również dokończyć dzień czwarty mojego pobytu w Nowej Zelandii na początku lutego 2014. Zapraszam na zakładkę Nowa Zelandia  tego samego bloga.
A oto jak wygląda nowy nadajnik ORANGE - zwykła doniczka z palmą. W tym miejscu w Konstancinie w Centrum Rehabilitacji gdzie przebywam, najlepiej można złapać zasięg. Firma ORANGE twierdzi, że wszystko jest w porządku. Pracownicy twierdzą, że trwa to już kilka miesięcy. 


niedziela, 24 listopada 2013

I po weekendzie. Dzisiejszy dzień spędziłam pracowicie - spisywałam kolejny dzień  pobytu w Nowej Zelandii. Relacjonowałam dzień trzeci. Jeśli są państwo zainteresowani moimi wspomnieniami zapraszam na zakładkę tego bloga pt: Nowa Zelandia.  Bardzo proszę o komentarze. Wkrótce dzień 4

piątek, 22 listopada 2013

POCZĄTEK WEEKENDU

Nie zaglądałam na bloga prawie tydzień. No cóż nic się nie działo. Nadal jestem na rehabilitacji. Wczoraj miałam lekki kryzys. Nie poszłam na jeden zabieg, kolacja mi nie smakowała i wszystko było na nie. Postanowiłam zjeść naleśnika w szpitalnej restauracji. Za jedyne 5 zł humor mi się trochę poprawił. Natomiast dzisiejszy dzień był znacznie atrakcyjniejszy. Mianowicie w Centrum odbywało się sympozjum naukowe połączone z jubileuszem  50-lecia pracy w zawodzie lekarza oraz 60-lecia pracy w ochronie zdrowia Prof. dr hab. n. med. Jerzego Kiwerskiego.
Tematem sympozjum  było "Wskazania i przeciwwskazania do rehabilitacji osób z chorobami kręgosłupa". Równolegle odbywały się bezpłatne prezentacje sprzętu medycznego. Instytut Kosmetologi natomiast zachęcał do bezpłatnych zabiegów. Ja skorzystałam z zabiegu pielęgnacyjnego na dłonie. Polegał on na zanurzeniu dłoni w parafinie. 
Próbowałam dostać się na zrobienie makijażu, ale była za duża kolejka. 

sobota, 16 listopada 2013

ODWIEDZINY

Dzisiaj jest Sobota. Rano miałam zabiegi. Następnie trochę pracowałam przy komputerze. Po południu przyjmowałam gości. Nie jestem umierająca, ale przyjemnie jest jeśli ktoś pamięta o tobie. Wszystkie osoby były mile zaskoczeni warunkami panującymi w szpitalu.

czwartek, 14 listopada 2013

JAK DOBRZE MIEĆ SĄSIADA - MAM SĄSIADÓW NA WAGĘ ZŁOTA

"Jak dobrze mieć sąsiada" - słowa z  tej piosenki są naprawdę bardzo prawdziwe. Dzięki moim sąsiadom,  moje mieszkanie nie zostało zalane. Krysia sąsiadka  natychmiast mnie zawiadomiła przez SKYPE. Nadal nie mam kontaktu w szpitalu ze światem bo nie ma zasięgu. Dzwoniłam do ORANGE - udają, że usterka jest dopiero od wczoraj ( miejscowi twierdzą, że trwa to już kilka miesięcy). Zaproponowali mi 30 % rabatu na abonament. Wolałabym mieć zasięg. Czekam jeszcze kilka dni i zawiadamiam MEDIA. Wracając do moich sąsiadów są wspaniali i zawsze jestem spokojna kiedy gdzieś wyjeżdżam.
Moja rehabilitacja przebiega prawidłowo. Pierwszy zabieg zaczynam już o 7:30. Trochę wcześnie. Potem śniadanie, kolejne zabiegi i pora na obiad i kolejne zabiegi do kolacji. Posiłki jak na warunku szpitalne są bardzo smaczne, zwłaszcza obiady. Zupy prawdziwie domowe. Zakładałam, że schudnę, ale chyba nie grozi mi to. Dla tych co wybrzydzają zawsze mogą posilić się w jednej z dwóch restauracji na terenie szpitala. Jedna prowadzona przez rodowitego Włocha.  Jutro postaram się napisać więcej na temat struktury szpitala i jego oddziałów.

wtorek, 12 listopada 2013

Wszystkiemu jest winna firma Orange

W ostatnim poście pisałam o niewygodnym łóżku w Konstancinie. Łóżko jest jak najbardziej w porządku. Okazuje się, że ból pleców jest od zawiania. Mam klasyczne zapalenie korzonków. Wczoraj ból był tak silny, że musiałam iść do lekarza dyżurnego. Dopiero po zastrzyku mogłam funkcjonować normalnie. Co wspólnego mam z tym ORANGE. Bardzo dużo. Nie mogąc złapać zasięgu prawie goła ( o tej prze roku otwieram okno balkonowe i wychodziłam na zewnątrz, aby odebrać telefon lub zadzwonić). Ta sytuacja z brakiem zasięgu nie trwa od wczoraj, ale od paru miesięcy. Nie rozumiem jak można nie reagować na głosy klientów. Dlaczego Operator nic z tym nie robi? Płacę abonament za 130 PLN miesięcznie i nie mam kontaktu ze światem. Nie do pomyślenia w innych krajach.

niedziela, 10 listopada 2013

KOLEJNY WOLNY DZIEŃ

Chyba mam niewygodne łóżko ponieważ po nocy czuję  okropny ból w  kręgosłupie. Jestem w szpitalu rehabilitacyjnym i narzekam na kręgosłup. Trochę dziwne, prawda. A może za dużo leżenia? Dzisiejszy dzień przeszedł mi na leniuchowaniu w sposób pożyteczny. Jestem w trakcie czytania książki pt HELENA RUBINSTEIN KOBIETA, KTÓRA WYMYŚLIŁA PIĘKNO napisanej przez francuską dziennikarkę  Michele Fitoussi. Wiedziałam, że Helena Rubinstein urodziła się w Krakowie, ale że wyjechała do Australii z dwunastoma słoiczkami " tajemniczego kremu" i  dopiero  tam stała się słynna. Początki nie były łatwe. Dzięki ciężkiej pracy doszła do fortuny. Jest dopiero na początku książki, ale już teraz widzę jak umiejętnie potrafiła reklamować swoje produkty. Cóż powinnam się od niej tego nauczyć. Kończę, aby dalej czytać.

piątek, 8 listopada 2013

KONSTANCIN

Mija mój trzeci dzień mojego pobytu na rehabilitacji w Konstancinie. Nie powiem, żeby mi tu było  źle. Lubię Konstancin bardzo zwłaszcza w okresie letnim. Ma  wtedy dużo uroku. Nie wiem czy wszyscy wiedzą, że Konstancin ma status uzdrowiska od 1917 roku.  Przed drugą wojną światową przyjeżdżała tutaj " śmietanka warszawska". Wystarczy wspomnieć takie nazwiska jak Wedel, Blikle.Do tej pory zachowały się stare wille. Niektóre z nich są bardzo podupadłe, część jednak została  odnowiona. Nie brakuje również współczesnych rezydencji typu " Caringtonowie" należących do znanych celebrytów świata polityki i kultury. 
Konstancin jest jedynym  uzdrowiskiem  na terenie woj. mazowieckiego. Kolejna ciekawostka warta podania -  w 1965 roku odkryto tutaj złoża leczniczej solanki, a 9 lat później w 1974 roku rozpoczęto wznoszenie tężni. Budowa trwała 4 lata uroczyste otwarcie tężni solankowej nastąpiło w 1978 roku. Tężnia to inhalatorium na wolnym powietrzu, jest drugą najstarszą w Polsce - po Ciechocińskiej. Otoczona jest pięknym parkiem zdrojowym. W okresie letnim w  muszli koncertowej odbywają się  koncerty solistów i zespołów muzycznych. Można powiedzieć, że stał się również ulubionym miejscem warszawiaków również obecnie. 
Z miejscem tym związana jestem  od dzieciństwa. Zaczynałam od pobytu w Stocerze - Stołecznego Centrum Rehabilitacji Narządu Ruchu. Potem były pobyty w Białym Domu. Proszę nie mylić z Białym Domem w Waszyngtonie. Od  dziesięciu lat jestem wierna Centrum Rehabilitacji i Kształcenia Inwalidów przy ulicy Gąsiorowskiego. Trudno się do Szpitala rehabilitacyjnego dostać, trzeba odczekać 2 lata w kolejce NFZ, ale warto. Opieka jest bardzo dobra, zabiegów dużo. Są też utrudnienia - ORANGE nie ma zasięgu. Latam po całym ośrodku, aby móc zadzwonić. W końcu kończę na powietrzu, ale też nie wszędzie. Pracownicy ośrodka przeszli do innych operatorów. Słyszałam, że trwa to już parę miesięcy. Nie po raz pierwszy mam z nimi kłopot.To tyle na dzisiaj. Zapraszam do Konstancina.

środa, 6 listopada 2013

BEZ TELEFONU PRZEZ 29 DNI?

Wygląda na to, że sobie nie pogadam przez najbliższy miesiąc. ORANGE nie ma zasięgu w Konstancinie. Dokładnie mówiąc trzeba wychodzić na dwór, aby zadzwonić. No cóż pogoda nie jest sprzyjająca. Dobrze, że INTERNET działa.

niedziela, 3 listopada 2013

Nie lubię listopada

Tak nie lubię listopada z wielu względów. Jest smutny, zwiastuje zbliżający się koniec roku. Dla mnie to również znak, że zima nachodzi wielkimi krokami  i za chwilę może spaść śnieg. A to z kolei duże utrudnienia dla osoby niepełnosprawnej:  nieodśnieżone i śliskie chodniki, ciągłe siedzenie w domu. To wszystko powoduje, że jest nudno aż do następnego wyjazdu. Dlatego  lubię uciekać w styczniu lub lutym do ciepłych krajów.
Na początku tego roku w lutym wyjechałam na Antypody. Byłam w Australii i Nowej Zelandii. W Australii był to mój drugi pobyt. Pierwszy raz odwiedziłam ten kontynent na zaproszenie bliskiej koleżanki z Melbourne w 2003 roku. Nie chciałam siedzieć w jednym miejscu dlatego postanowiłam podróżować. Byłam w Sydney, Adelajdzie, Cooper Peedy, Alice Springs oraz Uluru. Kilka słów  o Cooper Peedy. Miasteczko słynie z wydobycia opali, które są tam wydobywane od XIX wieku. Ciekawostką jest, że ze względu na wysokie temperatury dochodzące do +50 stopni miasto przeniosło się pod ziemię. Miałam możliwość spania jedną noc w takim hotelu pod ziemią. Nie powiem, że czułam się bardzo dobrze.Uczucie podobne kiedy nocujemy w kopalni Bochnia. Mnóstwo turystów odwiedza to miejsce. Opale są oficjalnie narodowym kamieniem Australii. Obiecałam mamie, że przywiozę jej kilka kamyków na bransoletkę. Nawet wspomogła mnie finansowo dając mi na ten cel pewną kwotę pieniędzy. Niestety nie przygotowałam się do tego zakupu przed wyjazdem. Chcę powiedzieć,że moja wiedza o opalach okazała się znikoma. Nie zdawałam sobie sprawy, że jest tyle odmian i gatunków. Mieniły się w różnych odcieniach i barwach.W rezultacie kiedy przyszło mi wybrać kamienie po prostu "zamurowało mnie". Cena również nie była taka jakiej się spodziewałam. Oczywiście chciałam sprostać zadaniu tylko nie wiedziałam jak. Postanowiłam iść do pierwszej lepszej budki telefonicznej ( moja komórka nie miała zasięgu) i zadzwonić do mojej mamy. U mnie był dzień w Polsce głęboka noc mama wybita ze snu, a ja próbowałam wydobyć od niej jaki odcień kamienia ją interesuje. Nie zbyt mogłyśmy się porozumieć więc zadecydowałam sama o wyborze. Udało mi się nawet wytargować dobrą cenę. Kiedy już jechałam w autokarze w kierunku Alice Springs oglądając kamienie opuściłam jeden z nich. Opal  rozpadł się na dwie części. Siedzący obok współpasażer poinformował, że jest gatunek, który nie nadaje się na obróbkę jubilerską. Część " kamyczków" leży teraz na telewizorze u mamy, a reszta u mnie. CDN.  



piątek, 1 listopada 2013

1 LISTOPADA

1 listopada ku czci wszystkich znanych i nieznanych świętych obchodzony jest nie tylko przez Rzymskokatolicki Kościół lecz również uznawany jest przez inne kościoły w tym anglikański i niektóre kościoły luterańskie.
W tym dniu wszyscy zadajemy sobie sprawę, że śmierć czeka na każdego - biednego i bogatego, wierzącego i niewierzącego.
Jutro w Zaduszki wybieram się odwiedzić grób mojej koleżanki, która zmarła 2 lata temu. Cierpiała na nieuleczalną chorobę. Jeszcze 3 dni przed śmiercią robiła plany na przyszłość. Wierzyła, że pokona chorobę. Stało się inaczej.

środa, 30 października 2013

Czy w Rzymie pada śnieg?


Dzisiejszy dzień za chwilę kończy się. Z podwórka dobiegały jeszcze niedawno głosy dzieci obchodzących Halloween. Do mnie nikt nie zastukał. Po południu odwiedziła mnie Marta, z którą pogłębiałyśmy naszą wiedzę na temat prowadzenia bloga. Koleżanka pokazała mi jak zmieniać tło. Czy  podoba się państwu  nowa szata?
Wczorajszy wieczór spędziłam w Teatrze Żydowskim. Dostałam zaproszenie na III Koncert Charytatywny  od Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego Oddziału Warszawskiego. W programie wystąpili między innymi tacy znani aktorzy jak Grażyna Barszczewska czy Gołda Tencer. Pani Grażyna w swoim recitalu na wesoło mówiła o  słabych punktach mężczyzn - w sposób bardzo prawdziwy. Bardzo podobał mi się taniec z butelkami w wykonaniu osób niepełnosprawnych. 

Pan Andrzej Krusiewicz prowadzący i zapowiadający kolejne punkty programu również przeprowadził  również licytację podarowanych, przez znane osoby, rzeczy. Pióro Pana Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego okazało się najlepiej wylicytowanym przedmiotem. Oczywiście pieniądze uzyskane z licytacji  zasilą konto Stowarzyszenia. Była też loteria. 
Pomysłodawcą  całego przedsięwzięcia jest Pani Małgorzata Kitowska, która naprawdę bardzo dużo dobrego robi dla Stowarzyszenia. Tak się składa, że miałam przyjemność współpracować z nimi. Na początku  2012 roku organizowałam dla grupy 40 paru osób wycieczkę do Rzymu. Wyjazdu tego nie zapomnę do końca życia. Ale po kolei. W Polsce o tej porze panuje  zima i nie jest to nic nadzwyczajnego. W grupie mieliśmy 12 osób na wózkach, kilka osób o kulach i balkonikach. I ja pilot wycieczki również kulawa. Cały program starałam się  bardzo dokładnie przygotować. Był w planie wyjazd nawet do Asyżu i Monte Cassino. 

Niestety nie przewidzieliśmy jednego - śniegu w Rzymie. Pierwszy śnieg od 30 lat akurat musiał przydarzyć się  mojej grupie. Szczęście w nieszczęściu, że śnieg dopadł nas dzień przed wyjazdem. Śniegu jeszcze nie było widać, a  już pojawiały się komunikaty o zamknięciu niektórych tras wylotowych. Pierwsze płatki śniegu złapały nas gdzieś  przy wjeździe na jedno ze  wzgórz w Rzymie. Pan kierowca Włoch   przerażeniem prawie, że odmówił wjazdu.  Śnieg stawał się coraz większy i większy. Samolot odlatywał następnego o godzinie 9:30. Wyjazd na lotnisko zaplanowany mieliśmy na godzinę 6:00 rano. Do lotniska było około 1h. O godzinie 5:45 rano dostałam telefon, że autobus będzie miał opóźnienie ponieważ musi założyć łańcuchy.  Godzina 6:30 autokaru nie ma. Zapomniałam dodać, że równolegle do autokaru zamówiony był bus na walizki, inaczej byłoby bardzo ciasno w autokarze. 6:45 ani śladu busa ani autokaru. Wreszcie o 7:15  podjeżdża autokar. Kierowca informuje, że bus niestety nie da rady podjechać i musimy wszystko się zmieścić w jednym pojeździe. W  hotelu brakowało łopat do odgarniania śniegu. Z wielkimi problemami załadowaliśmy się do autokaru. W autokarze słychać było wózki, kule, walizki zmieniają pozycję. Ruszamy. na ulicach zero ruchu. ja się tylko modlę, aby dojechać na lotnisko na czas. Inaczej jako organizator muszę zapewnić całej grupie nocleg. 

Wreszcie jesteśmy - właściwie o tej porze powinniśmy być wszyscy w  GATE / Bramce/. Idę  zgłosić grupę do odprawy i  dowiaduję, że samolotu do Warszawy nie będzie. Tłumaczę, że mam grupę osób niepełnosprawnych. Za chwilę pojawiają się osoby na wózkach, o balkonikach i kulach. Nie wiem czy widok naszej grupy przestraszył trochę personel lotniska bo jest decyzja, że samolot będzie podstawiony i wyleci do Polski. Odetchnęłam z wielką ulgą. Kiedy tylko znalazłam się w swoim mieszkaniu  że szczęścia tylko mogłam płakać. Chyba teraz nie dziwi Państwa dlaczego ten wyjazd tak bardzo wspominam.....
  

poniedziałek, 28 października 2013

PIERWSZY DZIEŃ TYGODNIA


Wczoraj koleżanka w ramach swoich imienin zaprosiła mnie na film " Człowiek z nadzieją" w reżyserii Andrzeja Wajda. Film w całości poświęcony jest Lechowi Wałęsie. W rolę przywódcy Solidarności wcielił się Robert Więckiewicz.
Nie zamierzam streszczać fabuły filmu. Chcę tylko powiedzieć, że film osobiście bardzo podobał mi się. Niezależnie czy kocha się Wałęsę czy nie trzeba się zgodzić z faktem, że Wałęsa  zmienił bieg naszej historii: zaczynając od obalenia władzy komunistycznej  nie tylko  w  Polsce, ale i  w całej Europie.  Mimo błędów jakie popełnił, swoich  niedociągnięć, należy mu się wielki szacunek. Film został  już zakupiony  do 90 krajów. 
Tak się składa, że wyjechałam z Polski do Wielkiej Brytanii tuż przed stanem wojennym. Nie byłam obecna w kraju przez prawie trzy lata. Kiedy mnie pytano: "Where are you from?" / skąd pochodzę/  i mówiłam I am from Poland / jestem z Polski/ każdy wołał wtedy " Solidarity, Lech Walesa". 
 Dzisiaj również media podały informację o śmierci Tadeusza Mazowieckiego - pierwszego premiera Polski po upadku komunizmu, Tadeusz Mazowiecki, zmarł w wieku 86 lat.Cóż taka jest kolej rzeczy. Jedni się rodzą drudzy odchodzą. 
Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski nazwał go " jednym z ojców polskiej wolności i niepodległości" Wczoraj mogłam go oglądać w filmie w scenach  związanych  z "Okrągłym Stołem".




sobota, 26 października 2013

BROADWAY STREET THE SHOW – Najpiękniejsze przeboje światowego musicalu Warszawie



Wszystkie  stresy napięcia minęły mi  po dzisiejszej wizycie w Teatrze Rampa na Targówku. Z przyjemnością uczestniczyłam w ponad dwugodzinnym  muzycznym przedstawieniu, w którym wystąpiły takie gwiazdy jak Jakub Wocial, Florian Sojka, Martine De Jager.  Była to niezwykła i wyjątkowa ucztę dla ducha słuchając  piosenek  i melodii  z najbardziej znanych światowych musicali. The Phantom of the Opera, Les Misérables, Love Never Dies, Taniec Wampirów, Jesus Christ Superstar, Chicago, Funny Girl, Sweet Charity, Parade, Wicked, Next to Normal, Brooklyn to tylko niektóre z tytułów, które rozbrzmiewały na scenie teatru. Artyści śpiewali w trzech językach: angielskim, niemieckim i polskim. Mieli również świetny kontakt z widownią próbując widzów również zachęcić do wspólnego śpiewania. Nie zabrakło też tańca, specjalnego oświetlenia typu gra świateł i cieni. Dzięki temu, że znam język angielski mogłam zrozumieć i reagować śmiechem na humor i żarty. Obok mnie siedziała pani, która na to wydarzenie muzyczne przyjechała specjalnie  aż z Niemiec. Wybierała się również na  przedstawienie wystawiane w godzinach wieczornych. Aż miło, że Warszawa, w której coś się dzieje jest również rozpoznawana jako miasto o międzynarodowej kulturowej randze. 
                                                                                                                                            Teatr Rampa zrobił specjalny ukłon w stosunku do osób niepełnosprawnych, proponując bilety dla osób na wózkach w cenie 20 PLN. Co więcej, została zamontowana na tą okazję specjalna rampa, aby wózki mogły bez problemu wjechać. Personel z wielkim zaangażowaniem pomagał osobom na wózkach. Próbowałam rozprowadzić bilety wśród osób niepełnosprawnych – niestety zainteresowanie było znikome. Nie wiem  dlaczego tak się dzieje. Przecież 20 PLN nie jest kwotą wygórowaną. Pogoda również sprzyjała. Ja jednak nie poddaję się i mam nadzieję, że następnym razem będzie lepiej. Wychodząc z teatru nuciłam sobie: Always look at the bright side of life / zawsze patrz na jasną stronę życia/.

piątek, 25 października 2013

OBLICZE ORIENTU - IRAN


Równo tydzień po Wieczorze Indyjskim miałam przyjemność uczestniczyć w kolejnym spotkaniu  z serii Oblicze Orientu, tym razem w całości poświęconemu Iranowi. Głównym organizatorem była Fundacja Centrum Promocji Kobiet, która wraz z  Ambasadą Iranu oraz Centrum Integracji Mieszkańców przy Wydziale Spraw Społecznych i Zdrowia Dzielnicy Mokotów zorganizowała to wydarzenie. Obecni  byli  również przedstawiciele władz  dzielnicy Mokotowa  - Burmistrz  Piotr Boresowicz i Bogdan Piec, Naczelnik Wydziału Spraw Społecznych i Zdrowia. Ambasada Iranu reprezentowana była przez Pana Ambasadora  J.E.Samad Ali Lakizadeh i Pierwszego Sekretarza  Behzada  Mohammadi.

Miałam pewne obawy czy publiczność dopisze. Współczesny Iran nie kojarzy nam się zbyt dobrze, ze względów na  panującą sytuację polityczną. Dużo osób zapomina o tym, że wcześniejsza nazwa Iranu to Persja, która uważana jest za jedną z najstarszych na świecie cywilizacji. Myliłam się bardzo. O godzinie 19:00 wszystkie krzesła były pozajmowane. Część osób to byli uczestnicy wcześniejszych spotkań. Pojawiło się również wiele nowych twarzy. Ambasada postarała się o przygotowanie dekoracji i informacji w postaci broszurek. Biorąc jedną z nich dowiedziałam, że istnieją w Iranie biura turystyczne, które  zajmują się turystyką przyjazdową. Zainteresował mnie ten wątek.Tam jeszcze nie byłam. Ciekawe jak wygląda sprawa dostosowania infrastruktury pod kątem osób niepełnosprawnych. Nie omieszkałam zapytać o to sekretarza Ambasady, który obiecał mi przesłać niezbędne informacje.Na spotkaniu  nie zabrakło też akcentu kulinarnego.  Serwowany był deser – rodzaj  budyniu z kaszką  oraz małe placuszki w smaku przypominające nasze racuchy. Do picia podano trzy rodzaje soków. Ja dostałam w prezencie sok z grantów. Zakupiłam również daktyle oraz portmonetkę z pięknymi  wzorami perskimi.
Tak jak poprzednio byłam wolontariuszem, biorącym udział w przygotowaniach. Wraz z  koleżanką Basią  witałyśmy gości. Prowadziłyśmy listę obecności i zbierałyśmy kontakty, aby móc gości informować o kolejnych wydarzeniach. Nie zabrakło też konkursu dotyczącego Iranu. Dla tych, którzy odpowiedzieli jako pierwsi prawidłowo, czekały cenne nagrody. Mogliśmy się nawet nauczyć kilku słów perskich  przygotowanych przez Agnieszkę.
 Po przywitaniu Gości przez Panią Annę Jacewicz – Prezesa Fundacji wystąpił Pan Ambasador  J.E.Samad Ali Lakizadeh. Przywitał wszystkich w języku polskim, krótko mówił w języku angielskim po czym kontynuował swoją wypowiedz w języku perskim. Dr Mirosław Michalak z Wydziału Orientalistyki UW  tłumaczył całe wystąpienie Pana Ambasadora. Bardzo ciekawie mówił o wspólnych kontaktach polsko – perskich sięgających XV wieku. Dowiedziałam się, że  Persja była jednym z dwóch państw (drugim było Imperium Osmańskie), które nie uznały rozbiorów Polski. Wielu Polaków złączyło swe losy z Persją, pracując na jej terenie, podróżując lub prowadząc badania naukowe. Warto wymienić w tym miejscu Franciszka Mienińskiego (16231698), autora 3-tomowego słownika języków perskiego, arabskiego i tureckiego. W czasie drugiej wojny Iran gościł 120 tysięcy uchodźców z Syberii wśród, nich znalazły się dzieci, które były kierowane do Isfahanu zwanego miastem polskich dzieci. Na spotkaniu był obecny również Pan Czapski – jeden z polskich uchodźców, który jako dziecko właśnie w Iranie znalazł schronienie. Bardzo było wzruszające kiedy Pan Czapski dziękował narodowi Irańskiemu za okazaną pomoc wszystkim z Polakom.  Następnie głos zabrał Pan Dr Mirosław Michalak. Pięknie opowiadał o Persji  i jej wpływie na kulturę grecką i europejską. Nie wiem czy wszyscy wiedzą, że wiele współczesnych wynalazków wywodzi się właśnie z tego kraju. Każdy z nas  zna kompas, kalendarz, mapy nawigacyjne i wiele innych. Obchodząc święta Bożego Narodzenia nieświadomie nawiązujemy do tradycji Irańskiej. 21 grudnia obchodzona jest tam wigilia narodzin Aszury.  
Z wielkim zainteresowaniem wszyscy obejrzeli krótkie filmy o Iranie ukazujących  jego zabytki, tradycje i życie współczesne. Przedstawiane na filmie  krajobrazy zachęcają do odwiedzania tego kraju. Jest to kraj, na terenie którego obserwujemy 4 pory roku. Możemy  zażywać kąpieli słonecznych w ciepłych wodach, jaki i za chwilę jeździć na nartach. Niesamowite.
Mieliśmy również chwilę relaksu podczas występ zespołu Pana Rasuli grającego tradycyjną muzykę  perską. Wielka szkoda, że nie można było zakupić płyt.
Jeszcze tylko oczekiwana loteria i możliwość wygrania cennych nagród i nadeszła pora na wcześniej wspomniany poczęstunek.

I tak powoli  wieczór poświęcony  Iranowi dobiegł końca. Pani prezes podziękowała wszystkim za przyjście i zaprosiła na projekcję filmu Perskie Ocalenie: 8 listopada godz. 19.00, na Woronicza 44a.

Szkoda, że nie będę mogła być obecna, chyba, że uda mi się dotrzeć z Konstancina gdzie będę przebywała na rehabilitacji. Może znajdzie się ktoś chętny do podwózki.  

czwartek, 24 października 2013

WIZYTA W MUZEUM NARODOWYM

Czwartek
Moja dzisiejsza wizyta w Muzeum Narodowym nie do końca była zaplanowana. Organizowałam wycieczkę dla małej grupy spoza Warszawy. Jeden z uczestników nie dotarł, a już miałam wykupione bilety, dlatego dołączyłam do grupy. Naprawdę tego nie żałuję. Zbiory Muzeum Narodowego w Warszawie liczą ponad 800 tysięcy eksponatów - dzieł sztuki polskiej i światowej. Oczywiście nie sposób było obejrzeć wszystkiego. Zwiedzaliśmy z przewodnikiem  wystawę stałą - Galerię Malarstwa Polskiego. Stwierdzam, że bardzo dużo zyskuję się jeśli jest osoba, która oprowadza opowiadając o obrazach i malarzach. Zaczęliśmy od  największego polskiego obrazu „Bitwy pod Grunwaldem” Jana Matejki (426 x 987 cm). Miło jest odświeżyć sobie wiadomości,  zwłaszcza jak są przekazywane w sposób ciekawy. Wstyd się przyznać, ale zawsze mi się wydawało, że obraz  ten znajduje się w zbiorach Muzeum  Narodowego w Krakowie. 
  Specjalne miejsce w zbiorach zajmuje obraz odzyskany, zrabowany z warszawskiego Muzeum Narodowego podczas II wojny światowej: „Pomarańczarka” Aleksandra Gierymskiego. Obraz został odkupiony od kolekcjonera prywatnego. 
Pani przewodnik ubolewała, że malarstwo polskie jest  tak mało docenione zagranicą, a naprawdę mamy się czym szczycić. Ogólnie, chyba ludzie mało odwiedzają galerie, muzea.
Muzeum jest w pełni dostosowane dla osób poruszających się na wózkach inwalidzkich: rampa do budynku głównego, dwie windy w środku, toaleta dostosowana.
Po zwiedzaniu zaprowadziłam wszystkich na obiad. Chyba byli zadowoleni i najedzeni.
Jutro kolejny zastrzyk z kultury, tym razem Spotkanie z kulturą Perską. Każdy może przyjść. Wstęp wolny. Godzina 18:00 ul. Woronicza 44a.

Bitwa Pod Grunwaldem -  Jan Matejko
Aleksander Gierymski

środa, 23 października 2013

MUSZĘ SIĘ CZYMŚ POCHWALIĆ

Jestem bardzo dumna z siebie. Anglicy powiedzieliby "I am proud of myself". Dzisiaj
  samodzielnie wprowadziłam zmiany na stronie internetowej biura. Może tak nie do końca sama. Było to możliwe dzięki Dorocie.mojej nauczycielce, która wytłumaczyła mi tajniki CMS. Nie znaczy, że już wszystko umiem, ale  jest to takie trudne. Każdy w każdym wieku możę się tego nauczyć. Polecam moją nauczycielką Dorotę

wtorek, 22 października 2013

CO MOŻNA ROBIĆ NA DACHU?

Wtorek
Jeszcze tylko trzy dni dzieli nas od weekendu. Dzisiaj od rana siedząc jak zwykle  przy komputerze     obserwowałam przez okno  "pracujących"  dwóch  robotników na dachu. Celowo wzięłam w  cudzysłów  ponieważ tak naprawdę to oni na tym dachu spali!!! Trwało to dobre dwie godziny. Zapomniałam powiedzieć, że zdążyli się przed tym posilić. Gdyby to tylko szef widział.... Z jednej strony to ja im się wcale nie dziwię, piękna pogoda, słońce świeci jak w lipcu. Jeśli nie byłabym taka kulawa jak jestem, to chyba sama poopalałam się tam na górze. Korciło mnie, aby zadzwonić do spółdzielni i poinformować o zdarzeniu.  Prace te trwają już prawie miesiąc. W tym tempie może to potrwać  jeszcze kolejne tygodnie. 
Teatr Rampa zaproponował mi rozprowadzenie biletów na musical  na sobotę z międzynarodową obsadą.  Dla osób na wózkach - bilety w cenie 20 PLN. Co więcej teatr zorganizował podjazdy dla wózków. Myślałam, że będzie większe zainteresowanie wśród tej grupy. Wiem, że tym osobom jest trudno finansowo, ale kwota chyba nie jest tak dużo. Inne teatry nie dają żadnych zniżek.Właśnie dowiedziałam się od koleżanki z Krakowa, że pomimo, że nie zajmuje siedzenia musi płacić normalny bilet w cenie 80 PLN. tak jest w teatrze SCENA 100. Pani zajmująca się sprzedażą była taka miła, że przywiozła mi bilety do domu. Są jeszcze  życzliwi ludzie.  



poniedziałek, 21 października 2013

WEDŁUG NASZEGO RZĄDU ELEKTRYCZNOŚĆ TO LUKSUS

Poniedziałek
Dzisiaj płaciłam za elektryczność. Rachunek, który dostałam opiewał na około 170 PLN niedopłaty. Staram się naprawdę oszczędzać elektryczność i dlatego jestem w szoku, że jednak muszę zapłacić więcej i to po okresie letnim. Zaczęłam bardziej przyglądać się tematowi. Jak ma być tanio jak się okazuje, że  Polska ma najwyższą  akcyzę na energię w całej UNII EUROPEJSKIEJ.
Czy w dwudziestym  pierwszym  wieku ELEKTRYCZNOŚĆ może być uważana za luksus?  Rozumiem, że akcyzie podlegają  samochody, napoje alkoholowe, papierosy. Ja nie mogę tego naprawdę zrozumieć.
Co mają powiedzieć biedni renciści, inwalidzi, którzy dostając rentę w wysokości 600 -800 PLN na miesiąc, muszą opłacić mieszkanie, prąd, lekarstwa i jeszcze się wyżywić. Rozumiem, że ci na górze mają wysokie pensje, ponieważ odpowiadają za ważne decyzje, ale dlaczego nie widzą  co się dzieje dookoła.
Na rehabilitacje czeka się ponad 2 lata są tacy co otrzymują informację o przyjęciu na  2018 r. Niektórzy jednak uprzywilejowani jeżdżą co roku. Nie rozumiem tego systemu. Może ogłosić konkurs, który polityk jest w stanie utrzymać się za taką kwotę przez miesiąc. Czekam na typowanie kandydatów.

sobota, 19 października 2013

OBLICZA ORIENTU - WIECZÓR INDYJSKI

Sobota jest moim ulubionym dniem. Może dlatego, że nikt w tym dniu od mnie nic nie chce i  jest jakoś  na luzie. Nie muszę nastawiać budzika, aby na wszelki wypadek nie przywitać kogoś w pidżamie przy drzwiach. Oj zdarzało mi się tak nie raz. 
Miałam pisać o Wieczorze Indyjskim, który odbył się wczoraj. Wróciłam bardzo późno z imprezy dlatego relację przekazuję dopiero teraz.

 Głównym organizatorem  była Fundacja Centrum Promocji Kobiet, która wraz Ambasadą Republiki Indii, Indyjską - Polską Izbą Przemysłowo Handlową oraz Centrum Integracji Mieszkańców przy Wydziale Spraw Społecznych i Zdrowia Dzielnicy Mokotów zorganizowała to wydarzenie. Przybyły tłumy osób. Dostawiane były ciągle krzesła. Część osób musiała stać. Atmosferę Indii czuć było od samego wejścia. Zapach kadzidełek i przypraw unosił się w powietrzu. Sklep z wyrobami Indyjskim przygotował ekspozycję składającą się nie tylko z bibelotów, ale również była ekspozycja mebli. W trakcie imprezy nie były sprzedawane rzeczy. Ja sobie zamówiłam sobie szafeczkę na klucze. Może wreszcie będę miała wszystkie klucze w jednym miejscu.
Obowiązkowo przybył catering z restauracji indyjskiej obsługiwany przez  rodowitych Hindusów. W trakcie przerwy kucharz pokazywał jak przygotować prawdziwą indyjską herbatę z mlekiem i kardamonem. Serwowano również kurczaka oraz coś wegetariańskiego ze specjalnymi sosami. Pychota. Również przygotowany był kącik z kosmetykami z linii Ayurvedy. Katalogi w języku polskim pozwoliły  zapoznać się z pełną ofertą. Zapytałam o masaż Ayurvedy - do tanich nie należy 180 zł za jeden.  Dają zniżki  przy większej ilości. Muszę kiedyś spróbować takiego zabiegu. 

Jako, że byłam wolontariuszem biorącym udział w przygotowaniach przyjechałam  chwilę wcześniej, aby pomóc. Wraz z drugą koleżanką  Małgosią witałyśmy gości. Prowadziłyśmy listę obecności i zbierałyśmy kontakty, aby móc gości informować o kolejnych wydarzeniach. W drugiej części odbyła się loteria.Osoby zapisane miały szanse wygrać ciekawe nagrody. Ja też  brałam udział, ale nic nie wylosowałam.Program podzielony był na dwie części. Prowadzącym  była   Joanna Mazurkiewicz -  Dyrektor Biura Indyjsko-Polskiej Izby Gospodarczej. W pierwszej części  wystąpił honorowy gość - Pani Ambasador Monika Kapil Mohta  ubrana w piękne Sari  Następnie wystąpił Prezes JJ Singh  z Indyjsko - Polskiej Izbą Przemysłowo Handlowej z prezentacją o Indiach. Nie był potrzebny tłumacz ponieważ pan mieszka w Polsce już od 25 lat i porozumiewa się w naszym języku doskonale. Mnie osobiście najbardziej podobały się relacje polek pani Lucyny Jaremczuk, która służbowo mieszkała w Indiach przez 3 lata. Opowiadała o zwyczajach panujących w tym kraju oraz dlaczego ten kraj ją tak pasjonuje. Pani Magda Bębenek, podróżniczka, autorka książek, przedstawicielka młodego pokolenia mówiła natomiast bardzo ciekawie o współczesnych Indiach.  O młodych ludziach, którzy również zaczynają przenosić i naśladować  styl życia z Europy -  noszą europejskie stroje, spotykają się w kawiarniach.  Jest to bardziej widoczne w okolicach Bombaju.
Po przerwie był  czas na artystyczne doznania. W prawdzie nie była to tancerka z Indii, ale również bardzo ciekawie zaprezentowała jeden z tradycyjnych  tańców hinduskich. Pani Kinga Malec  pięknie umalowana w indyjskie materiały tańczyła w rytm muzyki.
Nie zabrakło też pokazu zakładania sari, do którego zgłosiła się pani siedząca obok mnie.
Miałam szczęście zwiedzać Indie kilka lat temu. Jest to kraj kontrastów. Wychodzimy z luksusowego 5**** hotelu i za chwilę jesteśmy w dzielnicy slamsów. Zastanawiamy się czy reagować na biedę – wyciągnięte ręce dzieci. Dajemy pierwszemu , drugiemu, ale to nie ma końca. Musielibyśmy mieć naprawdę worek pieniędzy, jeżeli chcielibyśmy wszystkim pomóc.
Indie to również filozofia indyjska, sposób życia, które wartości powinnyśmy również adoptować w naszym życiu.






piątek, 18 października 2013

Dzień dobry

Ten tydzień mija mi pod kątem imprez. W poniedziałek Dzień Nauczyciela, czwartek organizacja imprezy firmowej z ludowym zespołem  dla grupy zagranicznej.  Dzisiaj   OBLICZA ORIENTU - SPOTKANIE Z INDIAMI- wstęp wolny,Miejsce: Mokotowskie Centrum Integracji Mieszkańców, ul. Woronicza 44a (wpobliżu metra Wierzbno)   Był jeden zabawny incydent ( nie wydarzył się mnie tylko jednej z grup z Tajlandii, która miała zamówione stolik w sali obok.  Mianowicie grupa wkroczyła  szybko i zajęła stoliki z przystawką dla innej grupy. Zjedli paszteciki, a pilot tej wycieczki żądał podania ponownie przystawki zgodnej z zamówieniem. Trudno było kelnerom wytłumaczyć pilotce, że jest po części jest to wina grupy. Dobrze, że nie zasiedli do zastawionego stolika dla mojej grupy. Tajlandczycy tacy drobni, a mogę tyle zjeść! Gdzie się to wszystko mieści.  Rzadko spotykam turystów z tej części świata w Polsce. Napisałam kiedyś artykuł: "Wspomnienia z  Tajlandii". Podaję linka gdyby ktoś z państwa był zainteresowany moimi przygodami.http://www.niepelnosprawni.pl/ledge/x/27979;jsessionid=034D9FCD30105EA3787EF9A793AA2466?doc_pg=2#.UmBiaPk9LJY

czwartek, 17 października 2013

Dlaczego nie śpię

Jest prawie 1:30 rano, a jeszcze przed komputerem. Normalny człowiek śpi o tej porze. Zapomniałam hasła do bloga, a powiedziałam sobie, że muszę opisać mój powrót z Wiednia w zeszłym tygodniu.
Wracałam POLSKIM BUSEM. Nie był to mój pierwszy wyjazd z tą firmą, ale pierwszy, który będę długo pamiętała z powodu bardzo nieuprzejmego kierowcy.
Przy rezerwacji biletu zgłosiłam, że jestem osobą niepełnosprawną poruszającą się o kuli. Autobusy są piętrowe natomiast w dolnej części pokładu  za kierowcą znajdują się trzy miejsca dla osób niepełnosprawnych.  O godzinie 22:00 wchodzę do autobusu podaję numer rezerwacji oraz oczywiście mówię, że jestem osobą niepełnosprawną ( nie trzeba mówić widać gołym okiem, że jestem kulawa)i mam zarezerwowane miejsce na dole. Na to słyszę " nie ma żadnej rezerwacji, proszę iść na górę". Te miejsca na dole są zarezerwowane dla kierowców. Pytam dlaczego mogłam siedzieć na nich  jadąc do Wiednia 5 dni temu. Inni pasażerowie stają po mojej stronie tłumacząc, że przecież jest mi trudno wejść po schodach. Pan kierowca łaskawie zgadza się, abym usiadła z przodu w tym rzędzie gdzie siedzą kierowcy. Co miałam robić. Usiadłam.  Było dwóch kierowców jeden z tych mądrych "walną" się na trzech tych siedzeniach przeznaczonych dla osób niepełnosprawnych. Gdyby nie głęboka noc chyba bym dzwoniła do Centrali no, ale o tej porze prawdopodobnie nikt nie urzędował. Przez całe 12 godzin siedziałam w jednej pozycji, nie mogłam zmrużyć oka bo po prostu bałam się tirów, które wymiał kierowca przez cały czas. Oczywiście, że musiał wymijać. Gdybym siedziała na siedzeniach na których kierowcy spali nie musiałabym na to wszystko patrzeć. Kipiałam ze złości, że taki d ... potraktował mnie w ten sposób. Wychodząc z autobusu byłam sztywna. Dlatego pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po powrocie do domu to był mail ze skargą do biura. Dostałam odpowiedź po trzech dniach z przeprosinami , że takie zachowanie kierowcy było niedopuszczalne i miałam prawo siedzieć tuż za kierowcą.
Widocznie kierowca zastosował znane przysłowie " Wolność Tomku w swoim domku"  Teraz prawdopodobnie zabiorą mu premię lub poniesie inne konsekwencje. Uważam, że zawsze należy interweniować w takich  sytuacjach.

wtorek, 15 października 2013

DZIEŃ NAUCZYCIELA

 Za trzy minuty dwunasta - nadal jest  jeszcze poniedziałek. Dzień dzisiejszy zaczął mi się niezbyt dobrze.  Po kolei. Rano wizyta na Komendzie Policji w celu złożenia zeznań. Sprawa ciągnie się  od czerwca, ktoś ściągną z  mojej karty kredytowej bez mojej wiedzy sporą sumę pieniędzy. Muszę przyznać, że policja w przeciwieństwie do banku stara się. Bank odwrotnie. Zastanawiam się czy nie zmienić placówki.
Wróciłam do domu i zajrzałam do skrzynki pocztowej. Zwykle robię to wieczorem, ale dzisiaj ciągnęło mnie do niej wcześniej.  Otwieram, a tu nie miła niespodzianka. Zaproszenie do szkoły podstawowej w której pracowałam jako nauczyciel języka angielskiego. Nie pracuję tam już od 14 lat. Oczywiście zaproszenie było z okazji dzisiejszego Dnia Nauczyciela. Oczywiście, że idę. Do 16:00 mam 4 godziny. Muszę tylko zrobić się na "bóstwo". Za ścianą mam zakład fryzjerski. Teraz zaczynam doceniać  jak to dobrze mieć tego typu usługi w pobliżu.
Pracę w szkole wspominam bardzo ciepło. Może dlatego, że zawsze lubiłam uczyć i chyba wychodziło mi to dobrze. W tamtych czasach nie było tylu osób co dzisiaj znających język angielski. Nauczyciele angielskiego byli na wagę złota. Dzieci jak to dzieci jedni się chcieli uczyć inni tylko udawali. Udaje się do szkoły i już przy wejściu znajome twarze. Nie jest jest jeszcze tak źle bo się rozpoznajemy. Uroczystość rozpoczyna się programem artystycznym w wykonaniu uczniów. W sposób żartobliwy i z humorem dzieci naśladują nauczycieli. Widownia reaguje śmiechem i  dużymi oklaskami. Dostajemy symboliczne prezenty wykonane przez uczniów. Część artystyczna  kończy się i my byli i obecni nauczyciele udajemy się na poczęstunek przygotowany przez dyrekcję szkoły. Teraz można spokojnie porozmawiać ze starymi znajomymi i po wspominać stare czasy. Dopiero teraz widzę, że jednak czas nie stoi w miejscu i trochę co niektórzy się postarzali. Oczywiście nie ja. Ja tylko przytyłam.
Fajnie jest kiedy spotykają nas miłe rzeczy, których nie planowaliśmy. Gdybym otworzyła skrzynkę wieczorem na pewno nie byłabym w tak dobrym humorze pod koniec dnia jak teraz jestem.

poniedziałek, 14 października 2013

Niedziela


Skasowała mi się cała relacja z Wiednia. Chyba jednak muszę sie jeszcze dużo nauczyć. Nauczka na przyszłość, aby zapisywać wszystko w innych plikach. Postaram się wszystko odtworzyć.
Dzisiaj skończyłam czytać książkę Macieja Pieprzycy - Chce się żyć. Opowieść oparta na prawdziwych wydarzeniach osoby cierpiącej na dziecience porażenie mózgowe.  Przez otoczenie uważany jest również za osobę intelektualnie niedorozwiniętą. A jego problemem jest to, że nie może mówić. Piękna i poruszająca książka.
Przykre jest to, że spotykając osoby z głębokim porażeniem mózgowym, które mają problemy z mówieniem oceniamy je niewłaściwie.  Kilkakrotnie organizowałam wyjazdy dla takich osób i stwierdzam, że nigdy nie miałam z nimi żadnych problemów. Zawsze zadowolone i uśmiechnięte. Ostatnio wracaliśmy razem z Berlina i Poczdamu. Podróżowaliśmy całą noc i nie było żadnych problemów. Osoby zdrowe kazałyby sto razy sie zatrzymać na toalety.



sobota, 12 października 2013

Sobota

Właściwie to już jest  po sobocie. Do niedzieli zostało tylko pół godziny. Dzień przeszedł mi na porządkach domowych oraz pisaniu EURO CV, które jest potrzebne do zakwalifikowania się do projektu międzynarodowego na temat turystyki osób niepelnosprawnych. Czy przejdę - trudno powiedzieć. Jeśli jednak nie spróbuję nie będę tego nigdy wiedziała.Do odważnych świat należy.