W dniach 05-18 czerwca 2015 uczestniczyłam w pilotażowej wycieczce w ramach międzynarodowego projektu Komisji Europejskiej " EUROPA BEZ BARIER". Z koordynatorem projektu EWB z Włoch oraz z innymi ekspertami od turystyki dla osób niepełnosprawnych, architektami, osobami niepełnosprawnymi prowadzącymi bloga podróżowałam dostosowanym
Nie ukrywam, że czuję się z tego powodu bardzo wyróżniona i dumna. Może ktoś sobie pomyśli " zwykły wyjazd turystyczny, każdy tak może". Wyjazd miał przede wszystkim na celu sprawdzenie tras pod kątem dostosowania miejsc dla osób w szczególności poruszających się na wózkach inwalidzkich manualnych, elektrycznych, osób o kulach ( to ja). Codziennie wspólnie spotykaliśmy się po wycieczkach w celu podzielenia się naszymi spostrzeżeniami i uwagami odnośnie przystosowania miejsc.
W naszym zespole mieliśmy również osoby z niepełnosprawnością wzroku i osoby z problemami słuchu. Pod ich kątem również były sprawdzane miejsca. Oczywiście, nie dalibyśmy rady bez asystentów, którzy z wielkim zaangażowaniem pomagali nam podczas wyjazdu. Ja dzięki temu, że korzystałam z wózka inwalidzkiego zdecydowanie mniej męcząco odbyłam tę podróż.
Nie powiem, że zawsze było łatwo,
ale daliśmy radę.I to się liczy. Osoby zdrowe jadąc w podróż również wracają zmęczone. Co
osiągnęliśmy? Przekonanie że, osoby
niepełnosprawne mogą podróżować i zwiedzać świat na równi z osobami zdrowymi.
Potrzebują tylko dokładniejszego logistycznego przygotowania wyjazdu. Ciągle
jest brak świadomości wśród sektora turystycznego, że klient niepełnosprawny to
też klient, o którego trzeba dbać.
Niejednokrotnie zetknęliśmy się z
brakiem informacji o dostosowaniu np. w muzeum
Santa Maria Della Scala w Sienie, kiedy to sama pracownik nie był zorientowany,
czy można windą dostać się na niższe lub
wyższe kondygnacje.
Nawet pracownicy Informacji Turystycznej w Auronzo di Cadora nie potrafili udzielić informacji, co mogą zaoferować
turyście niepełnosprawnemu, przyznając rację, że trzeba przygotować takie dane.
Martyn Sibley
poruszający się na wózku elektrycznym nie mógł wjechać do kolejki w Jaskini
Postojna na Słowenii tylko dlatego,
że ktoś nie pomyślał, aby zainstalować przenośną mini rampę. Osoba, z którą
rozmawiałam myślała podobnie. Jednocześnie dodała,że to musi „ GÓRA” zaakceptować.
Inny przykład:
pokój świetnie dostosowany tylko nikt nie pomyślał, że osoba na wózku
inwalidzkim w żaden sposób nie dosięgnie ręcznika znajdującego się na wysokości
prawie dwóch metrów.
Właściwie, to mało brakowało, a
musiałabym odwołać podróż. Dlaczego? 4 dni przed wyjazdem złapałam okropną
infekcję plus zapalenie oskrzeli. Rozsądek mówił "zostań w domu i wylecz
się". Ja posłuchałam drugiej strony "jedź, wyzdrowiejesz na miejscu”.
Niestety, pogorszyło się. Nie pomogły herbatki imbirowe, czosnek. Musiałam
wezwać lekarza, wydać 60 EUR na kolejne leki. Nie mogłam nawet spróbować
wybornego wina z którego słyną Włochy.
No tak, przecież miałam pisać o
ostatnim moim dniu, który obfitował w różnego rodzaju niespodzianki. Europa bez
barier zakończyła się jako" Europa z barierami".
Ja, zawodowa turystka, nie
wiedziałam jak się wydostać z Victorsberg w Austrii. Miałam 4 możliwości: wylot
z Monachium lub Zurychu, pociąg do Warszawy z przesiadką w Wiedniu lub Bla bla Car ( niestety nikt mnie nie chciał zabrać jako, że nie było po drodze). Ok,
decyduję na samolot ze stolicy Bawarii.
Znowu pojawia się problem.Wszystkie tańsze loty są wcześnie rano. Mój samolot do Warszawy wylatuje
o 07:00. „Jak dojechać?” zastanawiam się. Jedynym środkiem transportu
na lotnisko jest pociąg z przesiadkami. Ja, kulawa z dużym bagażem i jeszcze
dużą fobią, staram się unikać pociągu jak tylko mogę. Udaje mi się znaleźć bezpośredni przejazd autokarowy z Bergenz o godz.19:15 (
dzień wcześniej). W Monachium jeszcze tylko przesiadka na lotnisko o godzinie
22:00, które oddalone jest 40 km od centrum Monachium. Decyduję się, że noc
spędzę na lotnisku." Tylko 6 godzin mam koczować na lotnisk, jakoś powinnam dać radę" – mówię sama do
siebie. Nie dlatego, że żal mi pieniędzy na hotel. Myślę bardziej
praktycznie. Aby być na 5 rano na lotnisku powinnam wstać o 03:00 nad ranem. Bez
sensu.
No, ale jak w życiu bywa czasami
nie udaje się zrealizować naszych planów.
Ostatniego dnia mamy zaplanowane
zwiedzanie Neuschwanstein Castle, w Niemczech. Jedziemy z hotelu około 2h. Ja
już ze swoją dużą walizką, bo przecież w drodze powrotnej mam wysiąść na dworcu
autobusowym w Bergenz.
Przyjeżdżamy do słynnego Neuschwanstein
Castle. Jest to drugie po Wieży Eiffle miejsce najczęściej odwiedzane przez
turystów w Europie wg przewodników. Zamek wybudowany został w 1869 r. na polecenie
bawarskiego króla Ludwika II na stromych skalnych ścianach nad przełomem rzeki
Pöllat. Ludzie
mnóstwo. Marco, nasz koordynator projektu udaje się do kasy, aby kupić bilety.
I to spotyka nas niemiła niespodzianka. Mianowicie obiekt nie przyjmuje wózków
elektrycznych, czyli Martin nie może skorzystać z atrakcji. Wraz z Kasią żegna
się z nami i wraca do domu. Pierwsze dostępna godzina na zwiedzanie Zamku z
przewodnikiem to 16:30. W trakcie zwiedzania Zamku może przebywać tylko jedna
osoba na wózku w. Dla mnie zła wiadomość, nie zdążę na autobus do Monachium z
Bergenz. Część grupy chce jednak zwiedzić Zamek.Zmuszona jestem wracać pociągiem z pobliskiego
miasteczka Fussel. Nasz koordynator powinienem sprawdzić czy Zamek jest dostosowany. Przede wszystkim
zarezerwować wstęp wcześniej. Malfred odwozi mnie na dworzec, pomaga wejść do
pociągu. Uff, równe perony. Na dworcu spotykam Dajgę z Łotwy, uczestniczkę
projektu, która również wcześniej zdecydowała się wracać. Po 2 godzinach
przyjeżdżamy do Monachium i tu się zaczynają problemy. Peron nie jest na tym
samym poziomie co wyjście z pociągu. Jest również spora „ dziura” między
peronem i wejściem do pociągu. Na szczęście ,jest to ostatni przystanek. Nie
zamawiałam serwisu dla niepełnosprawnych ( przecież nie planowałam jazdy
pociągiem). Konduktor i jeszcze jedna osoba wynoszą mnie na rękach. Pytam o
punkt dla osób niepełnosprawnych na dworcu. Za chwilę podjeżdża samochodzik
typu melex i zawozi mnie do miejsca zwanego KATHOLISHE U.EVANGELISCHE
BANHOFSMISSION.
Szybko się orientuję, że jest to miejsce prowadzone przez instytucje
socjalną, których misją jest niesienie pomocy osobom potrzebującym pomocy
podczas podróży. Pierwsza zorganizowana misja dworcowa zaczęła ła funkcjonować´
w 1894 roku w Berlinie. Kiedy wracam tutaj ponownie w godzinach wieczornych jest
tutaj pełno ludzi. Mianowicie od 19:30 do 21:00 wydawany jest chleb z margaryną
lub smalcem oraz herbata. Widzę osoby innej karnacji skóry, osoby które
prawdopodobnie przychodzą tutaj tylko, aby pożywić się. Po godzinie 21:00
wszyscy muszą opuścić to miejsce, które zamienia się w noclegownie dla
samotnych kobiet.
Obsługa w Misji oczywiście
zapewnia mnie, że pomogą mi z walizką i wejściem do pociągu. Postanawiam
zostawić walizkę w przechowalni za jedyne 6 EUR do wieczora. Oczywiście znowu
korzystam z pomocy meleksa Za wcześnie jest jechać na lotnisko. Jest prawie
17:00 kiedy wychodzę do miasta. Pada deszcz, a ja bez parasolki. Po drugiej
stronie widzę czerwony autobus turystyczny. Płacę za bilet 17 EUR wsiadam i w
ciągu godziny objeżdżam miasto.
Jest audio system w języku angielskim, ale
głośno mówiący lektor na cały autobus powoduje, że ledwo słyszę opis miejsc w języku angielskim
przez słuchawki. Jest godzina 18:00 kiedy wysiadam z autobusu. Czas coś zjeść - udaję się do restauracji
rybnej NORDSEE – polecam. Za ok 10 EUR można zjesc kawałek świeżej ryby z
ziemniakami i surówką oraz napojem. Są też różnego rodzaju kanapki, oczywiście
rybne. Wszystko jest świeże bo szykowane jest na oczach klienta. Tego typu
restauracje można znaleść również w innych miastach europejskich, a nawet w
Warszawie. Najedzona udaję się do pierwszego domu towarowego. Nie planuję
zakupów, po prostu idę dla zabicia czasu.
Po 20:00 wracam na dworzec. Jest już
nowa obsługa, ale wiedzą już o mnie. Muszę poczekać przeszło dwie godziny, aby
ktoś mógł mnie wsadzić do pociągu. Proszę, aby zorganizowali mi również pomoc
na lotnisku. O 22:45 siedzę w pociągu jadącym na lotnisko.Znowu pojawiają się
dobrzy ludzie dookoła.Jakiś Anglik proponuje,że wstawi mi walizkę na półkę.
Pomimo późnej godziny w pociągu jest pełno ludzi. Ta sama osoba pomaga mi wyjść
z pociągu. Rozglądam się dookoła. Niestety nikt na mnie czeka. Na szczęście
walizka ma cztery koła. Biorę kulę w drugą rękę i kieruję się do windy. Tam już
stoi meleks. Zostaję zawieziona do
pustego check in, z którego się odprawię za kilka godzin. Lotnisko wznowi pracę
dopiero o 04:00 nad ranem.
Teraz jest pora na sprzątanie. Co chwilę przejeżda maszyna czyszcząca podłogi. Pracownicy polerują blaty. Siedząc na wygodnych fotelach zapadam w sen. Spać można wszędzie jak widać. Jest 03:30 kiedy się budzę. Jeszcze tylko półtorej godziny do odprawy. W międzyczasie otwierają kawiarnię. Idę na kawę. Na naszym lotnisku w Warszawie zapłaciłabym przeszło 4 € - tutaj płacę 2,2€.
Ok 06:00 serwis dla osób niepełnoprawnych
zawozi mnie do bramki. Nie ma rękawa do samolotu. Specjalnym podnośnikiem
zostaję zawieziona na pokład samolotu. Po jednej godzinie i 30 minutach ląduję w Warszawie. I tak kończę swój udział w
pilotażowej trasie "EUROPA BEZ BARIER”